 |
przysięgam, że dałabym mu w twarz. dałabym, gdybym tylko miała pewność, że mi nie odda. jednak od dłuższego czasu jestem pełna obaw, że jest zdolny posunąć się nawet do tak desperackiego kroku, względem mnie.
|
|
 |
siedziała na schodach, szkolnego korytarza. ówcześnie wybiegając z klasy. zaciskając pięści starała się, ustatkować swój oszalały rytm oddechu. płakała. zanosiła się płaczem z bezsilności. właśnie wtedy, zadzwonił dzwonek. tabuny ludzi, zaczęły przewijać się koło niej. każdy tylko spoglądał na nią obojętnie, nie pytając nawet czy potrzebuje chusteczki. właśnie wtedy zjawił się on. stanął przed nią, zarzucając na ramie swój plecak. - dlaczego Ty płaczesz? - zapytał, unosząc ironicznie jeden z kącików swoich ust. udając, że nie zna powodu jej łez. - przez Ciebie, bydlaku. zadowolony?! - wykrzyczała, bez zastanowienia. zagryzając z całej siły, zęby. - nawet nie wiesz jak bardzo. - odpowiedział. puszczając do niej oczko, odwrócił się i odszedł, pełen satysfakcji.
|
|
 |
podbiegałam do Niego ze łzami w oczach. natychmiast brał mnie w swoje ramiona, pytając uroczo 'komu ma dokopać'. ocierał moje łzy, końcem rękawa swojej ulubionej bluzy. dzisiaj sam je wywołuje. jest ich osobistym autorem. pełen premedytacji doprowadza mnie do płaczu. nie potrafię zrozumieć, jak mężczyzna z tak czułego faceta potrafił się zamienić w tak nieczułego bydlaka.
|
|
 |
słuchając obelg z Twojej strony, walczę ze sobą. pragnę Cię znienawidzić. na marne usiłuję, pokonać tą chorą barierę miłości i poczuć do Ciebie obrzydzenie. wstręt. cokolwiek, żeby zwyczajnie odzyskać szacunek do samej siebie. przestać kochać kogoś kto pała do mnie nienawiścią.
|
|
 |
szłam przez park. czułam promienie słońca delikatnie, ogrzewające moją twarz. właśnie wtedy zobaczyłam dwójkę starszych ludzi, siedzących na jednej z ławek. przystanęłam. nie mogłam się napatrzeć. siedzieli obok siebie. mężczyzna obejmował kobietę, całując ją skromnie w czoło. oboje nucili jakąś starą piosenkę. mrużyli oczy przed słońcem, uśmiechając się do siebie nawzajem. coś niezwykle przepięknego. byli ze sobą, pomimo wieku. pomimo, że zdawali sobie sprawę, jak nie wiele zostało im życia, postanowili poświęcić je sobie nawzajem. wzajemne uczucie, wręcz od nich promieniowało, przyćmiewając słońce. w oku zakręciła mi się łezka. odchodząc postanowiłam, że za te parędziesiąt lat, też siądę na tej ławce. też z osobą która będzie przytulać mnie w ten sam nienaganny sposób. i będę równie szczęśliwa.
|
|
 |
niebezpiecznie zaczyna robić się wtedy, kiedy siedząc na dachu swojego domu, trzymasz w dłoni swojego ukochanego ipoda i władając słuchawki do uszu, odnosisz wrażenie, że każda z tych najbardziej dołujących piosenek jest o Tobie.
|
|
 |
to nic, że przy kolegach zgrywał twardziela bez uczuć. to nic, że zachowywał się jak brutal chory na znieczulicę. nie miało dla mnie znaczenia, że przy nich potrafił mnie jedynie klepnąć w tyłek, udając, że się nie znamy. najważniejsze, że kiedy byliśmy sam na sam, mówił o miłości. był najbardziej czułym i kochającym mężczyzną jakiego kiedykolwiek było mi spotkać. potrafił płakać, zarzekając się że jak potwornie kocha. całować, dając mi tym samym poczucie bezpieczeństwa. ważne było dla mnie to kim był naprawdę, a nie to kogo udawał.
|
|
 |
mam ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, kiedy wracam do domu i zaczynam analizować naszą relację. mijamy się pochłaniając się nawzajem wzorkiem. stając przed sobą, odwracamy spojrzenia kiedy tylko się spotkają. nie rozmawiamy ze sobą. wymieniamy się tylko porozumiewawczymi sygnałami. dotykamy się z każdą nadającą się okazją. tylko po to, aby poczuć siebie nawzajem. żadne z nas nie chce przyznać się, że nam zależy. wiesz co jest najzabawniejsze? że oboje doskonale wiemy, jak cholernie siebie pragniemy. wiesz co jest najgorsze? że czas, kiedy moglibyśmy być nawzajem szczęśliwy marnujemy na jakieś tanie gierki ze strachu przed upokorzeniem.
|
|
 |
przyprowadziła Go do domu i przedstawiając swojej mamie, tryskała podekscytowaniem. przedstawiła Go, jako miłość swojego życia. jako ten najgłębszy wdech szczęścia.
|
|
|
|