 |
Stanęła przed nim, oddychając coraz płytszej.
w końcu zatrzymała oddech i zagryzając
wargę, delikatnie zsunęła ramiączko bluzki.
bezszelestnie, przesuwając swój palec po
ramieniu, patrzyła mu prosto w oczy. nie
reagował. stał jak oniemiały, nie wiedząc co
powinien zrobić. podniosła ramiączko, na
swoje miejsce i zacisnęła zęby. zamknęła oczy,
powstrzymując płacz. - kochasz ją! -
wykrzyczała. - nie odpowiadał. - nie pozostaje
mi nic innego, jak Ci pogratulować. bawisz się
mną, kochając inną. wynoś się natychmiast.
wynoś się!
|
|
 |
Przytulić, wypłakać i powiedzieć jaki świat jest
zły.
|
|
 |
Nie planowałam, że coś do Ciebie poczuje.
Przepraszam.
|
|
 |
Chyba każda dziewczyna ma taki moment, gdy
chciałaby być taką zimną suką, bez uczuć, ale
zwyczajnie nie potrafi, bo ma kurwa za dobre
serce.
|
|
 |
wystarczy jedna piosenka Pezeta, żebym czuła na sobie zapach wczorajszej zimy i widziała nas razem. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
zbliżała się godzina 4 nad ranem, niebo powoli stawało się jasne, a cały pokój topił się w błękicie. stała przed nim wpatrując się w jego niebieskie tęczówki i dym ulatniający się z papierosa, który trzymał. ubrania osunęły się z jej ciała, tworząc delikatną taflę na podłodze, patrzył na nią wzrokiem pełnym pożądania, zbliżył się i dał jej poczuć ciepło swoich zimnych ust. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
cz.2. Na zewnątrz silna, w środku wrażliwa,
Codziennie udawała, że jest szczęśliwa.
Nosiła wciąż w sobie wspomnienia,
Niespełnione obietnice, plany, marzenia.
Czuła, że ostatnio nic już na lepsze się nie zmienia,
Kwestią czasu jest nasilenie cierpienia.
Życie nie potoczyło się po jej myśli,
Stwierdziła, że jak zaśnie na zawsze to może sen się ziści.
Powieki robiły się ciężkie, ciało z sił opadało,
To nie była wieczność, bez agonii, wszystko moment trwało.
Smutek ustał, uczucia ustały, pierwszy raz brak jakichkolwiek wątpliwości,
Nie żyła, na cofnięcie czasu nie ma już możliwości. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
cz.1. W akcie desperacji usiłowała ujrzeć płomyk wyimaginowanej nadziei,
Miała świadomość, że jej plany są synonimem nieosiągalnych ideii.
Codziennie budziła się z myślą o bezsensie swojego istnienia,
Z takim podejściem żyła do ostatniego tchnienia.
Ze skierowanym na dół wzrokiem
Próbowała walczyć z myśli natłokiem.
Ludzie, którzy ją mijali
Z niepokojem na nią spoglądali.
Czuła ich spojrzenia na sobie,
Wszystko tak obce na tym globie.
Każdy dzień niósł za sobą nowe rozczarowania,
Starała się przetrwać bez uczuć okazywania. | nieogarniamciebejbe
|
|
 |
Tych chwil już nie ma, one nie istnieją w teraźniejszości, ale moja głowa jest nimi zapełniona, przebijają się przez codzienność szarych dni i zadają ból, znowu, znowu i znowu. Łzy, przezroczyste krople spływające po policzkach nie dają już ukojenia i zdaję sobie sprawę, że oddałabym wszystko, by znów poczuć dotyk Jego miękkiej skóry i cudowną woń Jego perfum zmieszanych z dymem papierosów. Na samo wspomnienie dziwny ucisk w żołądku daje o sobie znać. Czy mam krzyczeć? Krzyczałam. Mam błagać? Błagałam. Mam prosić? Prosiłam, nie raz. Lecz to nie ustaje i wbija cios za każdym razem, czasami słabiej, czasami mocniej, ale za każdym razem rani i zabija cząstkę mnie. Chyba niewiele istnieję, naprawdę. Chyba części mnie już nie ma, one ją zabiły, a ta druga część pragnie ich, woła o nie, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ją także zabiją. Tak, to właśnie wspomnienia. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
Wspomnienia. One nie umierają, żyją w każdym z nas tylko cichną, ustępują miejsca myśli o codzienności, ale raz na jakiś czas odżywają, czasem cicho szepczą nam do ucha wywołując delikatny uśmiech na twarzy, a innym razem krzyczą piskliwym, ale zarazem donośnym głosem, którego nie potrafimy uciszyć, zabijają nas. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
|
Życie nigdy nie jest usłane różami. Zdarzają się tylko takie momenty, krótkie chwile, gdy wydaje się, że mamy to, czego pragnęliśmy. Z czasem okazuje się, że to był tylko przedsmak tego, co mogliśmy mieć, bo przecież znów się nie udało. [ yezoo ]
|
|
 |
"Wirowała po łąkach tak beztrosko, że zapominała gdzie jest ziemia, gdzie niebo, a gdzie ona sama. Raz nogami brodziła po niebie, raz w nim nurkowała, potykała się o wystające korzenie wiatru i rybie gniazda. I gdy tak już wszystko stało się otaczającymi zewsząd tęczowymi ścianami tornada postanowiła na chwile zatrzymać bieg. Padła postrzeloną sarną na miękki mech. Zmęczyła się sobą. Zapragnęła choć przez chwile napić się z cudzego źródła życia. Gdy powieki zaczęły się rozsuwać, ukrytym za nimi oczom ukazały się dziwne twarze. Były tak blade i niemalże przeźroczyste, że ciężko je było od siebie odróżnić. Milczały wydzielając srebrną ciszę. Przyglądała się im z ciekawością dziecka. One natomiast były jak kamienie. Fascynowało ją to wspólne trwanie w spokoju. Nie znała tego uczucia, była pełna burz i erupcji. Zmęczyła się swoją ciągłą aktywnością. Zapragnęła dołączyć do bladego bractwa ciszy"
|
|
|
|