 |
|
Zmieniło się moje podejście, ale nie uczucia .
|
|
 |
|
nie oceniaj mnie po przeszłości, już w niej nie żyje .
|
|
 |
|
teraz bezinteresownie ktoś Cię może tylko zranić
|
|
 |
|
Czy to miłość, czy tylko zażyłość
|
|
 |
|
I chyba nas poniosło to chyba nas przerosło
|
|
 |
|
Dziś chcę zaufać Ci -- jak kiedyś
Wspólne chwile razem znów przeżyć
W każde twoje zdanie znów wierzyć
Robić razem znów to co należy
|
|
 |
|
I widzę same znaki zapytania
Czy potrafimy żyć bez zaufania
Ja odpowiem Ci bez zawahania
Ale najpierw odpowiedz sobie sama. [?]
|
|
 |
|
Nie otworzymy już zamkniętych bram
Po raz kolejny praktyka teorii zadała kłam
A w teorii mieliśmy być wolni,
Razem i osobno chyba jesteśmy niezdolni żyć
Niezdolni by, jakoś to ogarnąć
Wiem w życiu nie ma nic za darmo
Za każdą decyzją są ukryte koszty
Z dnia na dzień staliśmy się sobie obcy.
|
|
 |
|
“Słuchaj Skarbie Jesteś Dla Mnie Wszystkim... Nie Pamiętam Już Czy Był Ktoś Inny... W Nocy Nie Pozwalasz Zasnąć Mi, Kradniesz Moje Sny - Wiem, Bez Ciebie Nie Zasnę...”
|
|
 |
|
-'W kuchni jest...' -odpowiedziała, cała się trzęsąc. Poszedłem do tej cholernej kuchni nic więcej nie mówiąc. Myślałem tylko o tym, że to ja mogłem być na jej miejscu. Że sam tego chciałem. Że chciałem być ofiarą, która będzie potrzebować pomocy. Obmyłem jej zakrwawione ręce i policzki zalane łzami. Nigdy wcześniej tak się nie bałem. Nigdy wcześniej nie czułem takiego obrzydzenia. Nie do niej, tylko do tego, co zrobiła. -'Nie rób tego więcej. Proszę. Żyj. Nie płacz już, proszę.' -zacząłem błagać. Zacząłem mówić o swoich uczuciach jeszcze goręcej niż zwykle. W odpowiedzi otrzymywałem tylko jej milczenie i płacz. Oboje nie wiedzieliśmy, co dalej. Tak bardzo się teraz o Ciebie boję.
|
|
 |
|
Widząc jej blizny chciało mi się wymiotować. Jej policzki skąpane w mieszance łez i krwi były dla mnie ciosem poniżej pasa. Jak ona mogła? Jak mogła zadzwonić do mnie, żebym przyjechał to zobaczyć? Na co liczyła? Nie wiem za cholerę. Ledwo pamiętam tamte minuty. Blady jak ściana pomogłem jej zdjąć szeroki sweter skrywający obolałe ręce, z szuflady biurka wziąłem żyletkę a następnie chciałem połączyć się z nią w tym bólu. Zamiast tego popłakałem się. Jak dziecko. Jak dziecko wołające mamy, gdy się zgubi. Czułem się wtedy jeszcze bardziej bezbronny. Cały ból, który skrywałem w środku wydawał się potęgować. -'Gdzie apteczka?' - w jednej chwili zapytałem. -'Mów!' (cdn.)
|
|
 |
|
wiem, że w głowie mam burdel, mam nie poukładane, chociaż staram się jak umiem, to raczej nie realne, żeby nagle wszystko unieść i ułożyć jak układankę
|
|
|
|