 |
|
pierwszego dnia po feriach dowiedziałam się, że zmienił szkołę. kiedy próbowałam dodzwonić się na jego komórkę - powiedziano mi, że nie ma takiego numeru. usunął konto na gadu, jak i wszystkich portalach społecznościowych. przyszedł do mnie wieczorem, mówiąc, iż ma nadzieję, że tak będzie mi łatwiej zapomnieć.
|
|
 |
|
pozostało mi trochę wspomnień, masa sentymentów i szczypta bólu. nie zostawiłeś mi niczego innego. na więcej nie zasłużyłam.
|
|
 |
|
z bólem odpisywałam mu na każdą kolejną wiadomość. zakochiwałam się, pomimo tego jak się przed tym broniłam.
|
|
 |
|
jeśli to prawda, że czkawkę dostaje się wtedy, kiedy ktoś o nas myśli to ostatnio nieuprzejmie siedziałam komuś w głowie. pięciogodzinne czkanie na całą klasą, z pięciominutowymi przerwami co jakiś czas, o czymś świadczy.
|
|
 |
|
drwij z niego, z jego uczuć. stań się nieobecną i potraktuj tak, jak dawniej zostałaś potraktowana.
|
|
 |
|
nienawidziłam w nim przede wszystkim tego jakim był pozerem. miałam zawsze tylko tą nadzieję, że uczucie o jakim wciąż mnie zapewniał, jednak istnieje, zupełnie prawdziwe. myliłam się. udawał każdą rzecz, bez wyjątku.
|
|
 |
|
planowałam zrobić porządki od podstaw. właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że to fundamenty nawaliły, że to miłość do Ciebie wciąż tu zawadza.
|
|
 |
|
najgorszym błędem jaki popełniłam w życiu wcale nie było zakochanie się w Tobie. najgorszym było pozwolenie Ci na odejście, zwyczajne 'żegnaj', pozostawiające po sobie jedynie szczątki Twojego zapachu i masę wspomnień.
|
|
 |
|
wysłałam Ci tą pieprzoną walentynkę. otwierałeś ją na moich oczach. wybuchnąłeś śmiechem, rozdzierającym moje serce doszczętnie.
|
|
 |
|
a wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? mianowicie, że to całe cierpienie, nie zaciera tamtych chwil. wciąż je pamiętamy, dużo dokładniej, niż łzy wylane ubiegłej nocy. i nie ważne ile by minęło czasu - bez względu na wszystko usilnie trzymamy dawne szczęście głęboko w sercu.
|
|
 |
|
- a gdybym tak nagle odszedł? zostawił Cię zupełnie samą? zniknął od tak, bez słowa? - zapytał mnie któregoś razu. spuściłam wzrok, powstrzymując łzy. - ale nie odejdziesz, prawda? - odpowiedziałam cicho. - nie smuć mordki, mała. jestem. - szepnął, obejmując mnie w talii. zagryzłam wargi, spoglądając mu niepewnie w oczy. ciekawe czy zdawał sobie sprawę z tego, jak uwielbiałam, kiedy tak na mnie mówił.
|
|
 |
|
nie raz, i nie dwa przechodziły mi przez myśli niechybne plany skończenia ze sobą. zastanawiałeś się kiedyś jakie uczucie mnie od tego odwodziło? obecność, której osoby dawała mi sens do dalszego funkcjonowania? jasne, na pewno nie miałeś w tym żadnego udziału.
|
|
|
|