|
po raz pierwszy napis na papierosach
`palenie zabija` brzmiał jak obiecująca
zachęta..
|
|
|
Potrzebuję, kogoś, do kogo będę mogła
zadzwonić, o czwartej nad ranem i zacząć,
przeklinać, na życie, płacząc z bezsilności,
a on, nie rzuci słuchawką, tylko
wyciągnie, mnie na spacer, w piżdżamie,
boso, po śniegu, w ramach pocieszenia.
|
|
|
,, I ochota żeby powiedzieć Ci głębokie,
namiętne "wypierdalaj". Na szczęście, gryzę
się w język. Fałszywa przyjaźń między mną a
Tobą, skończona. Nigdy więcej!
|
|
|
marszczą się brwi debili
czego byśmy nie mówili
sedno tkwi w jednej chwili
|
|
|
Lecą wieczory,
Zabawa, gwar pełne kluby
Ryczą motory, znów jazda
Banknoty, bluby
Trans dupy, bauns gruby
Wszystko bez sensu
Czułem się jakbym stał wciąż w tym samym miejscu
Wyścig do szelestu
Po chuj mi to wszystko?
Ja to ja, a nie imię i nazwisko
Mam kilka lat, kilkanaście lub kilkadziesiąt
Ci szybcy nie nadążają, mądrzy nie czają
Ci syci nie dojadają, głodni nie jedzą
Choć pokój wciąż ogłaszają, wojna za miedzą
|
|
|
coś ciągnie mnie jak magnes do ciebie
|
|
|
I tylko w snach mnie tu nie ma,
I tylko w snach czuje radość.
Otwieram oczy
I zamiast plaży znów miasto.
|
|
|
Kiedy idę za tobą, myślisz że chcę Cię napaść
Czemu śmieją się ci, którzy powinni płakać?
Tak fatalnie się stało, że poszedłem tamtędy
Czemu ciągle potykam się o te same błędy?
Czemu znowu samotnie muszę iść przez to życie?
Czemu jedna przegrana przekreśla tysiąc zwycięstw?
|
|
|
Pieprzę smutek i żal, gorzkie łzy są mi obce
Tylko czasem miotają mną te chore emocje
Ciężko przełknąć tą prawdę i cokolwiek tu udać
Ale wytrwam, bo wiem, że wiara czyni cuda
Wracam do tamtych dni, no i znowu mam ubaw
Ten mój spokój, to przede wszystkim Twoja zasługa
No i spluwam na przeszłość, bo jak wiesz mam swój powód
Nasze życie nigdy nie zamknie się w cudzysłowiu
Ciągle mam przed oczami to, co ci obiecałem
Moje serce, ty z powodzeniem kruszysz tą skałę
Wtedy nie żartowałem, napisałem to serio
Już od dawna uważam, że powinnaś być ze mną
|
|
|
I w pewnym momencie tracisz kontrole
nad swoim organizmem, przestajesz jeść
całkowicie, panicznie boisz się każdego
kęsa, faszerujesz się garściami tabletek
na odchudzanie, liczysz kalorie jak zwykłe
dodawanie, znasz na pamięć co możesz
zjeść co nie, czujesz wstręt do kostki
czekolady, bo przecież pójdzie Ci w
biodra. Panicznie wchodzisz na wagę,
mierzysz każdy centymetr swojego ciała,
a nóż może przytyłaś. Nie myślisz o
konsekwencjach, o skutkach ubocznych,
brniesz w to dalej bo tak Ci wygonie, tak
Ci najlepiej. W końcu zdajesz sobie
sprawę i powoli w monotoniczny sposób
ogarniasz dupę, jest ciężko ale nie
poddajesz się. Masz wsparcie w bliskich,
w znajomych i z dnia na dzień ze
smutnych kościach stajesz się piękną,
zdrową kobietą którą cieszy każda chwila.
Wyjść z tego gówna cel ostateczny. / G&S
|
|
|
|