 |
spójrz, jak odchodzi. wolno, na luzie, jakby to co trzyma w ręku wcale nie było odłamkami jej serca. pali fajkę, udając że ten dym to wcale nie nadzieja, która spłonęła żywcem. daszek czapki osłania jego węglowe oczy, w których ukrył jej duszę, gdy wytargał ją z ciała. w kieszenie upchał resztki żarliwej miłości, ledwo dopinając guziki na pulsującej namiętnością tęsknocie. pod pachą niósł małą torbę, do której upakował jej wspomnienia, te dobre oczywiście. złe zbyt wiele ważą, a on z natury nie lubił się przemęczać. nie lubił się wiązać, czuć jak pies na łańcuchu. ale kochał niszczyć. dlatego zabrał jej to wszystko, co zdołał. i nie pozostawił nic, prócz pustego ciała, wypranego z uczuć. zostawił ją na pastwę dzikich myśli, urojeń i braku wiary. lubił patrzeć na czyjąś autodestrukcję./nieswiadomosc
|
|
 |
Ostatnio nie rozstaję się z pesymizmem, nigdzie nie widzę plusów. W nasze ponowne zejście się też przestałam wierzyć. /pierdolisz.
|
|
 |
|
ułamek sekundy, usta przy ustach, moja dłoń penetrująca Twój brzuch, delikatnie muskająca zarysy mięśni. Twoja ręka błądząca po moim biodrze, skupienie się jedynie na własnych, nerwowych oddechach. oddanie się chwili, pragnąc żeby trwała wiecznie. nagłe odsunięcie się od siebie i pytanie błądzące po głowie 'ale co my robimy?', nabranie oddechu i ponowne zderzenie ustami. przecież przesiąknięcie do cna pożądaniem bez obaw o nadchodzącym uczuciu, które później przerodzi się jedynie w cierpienie, jest czymś niemal idealnym. to jak opychanie się słodyczami bez konsekwencji, smaczna konsumpcja, bez obaw o szerokie biodra.
|
|
 |
Rozmowy zamieniliśmy na buchy, pocałunki na wódkę, seks na bójki, miłość na melanże
|
|
 |
I patrzeć na wszystko przez psychologiczny pryzmat...
|
|
 |
Zgubiłam się, błądzę w jakimś pieprzonym labiryncie, wiesz? Sądzę, że Ty mógłbyś mi pomóc. Może przeceniam Twoje możliwości, ale w końcu, w dzieciństwie zawsze wiedziałeś, czego mi trzeba. Muszę wybierać między tym, czego pragnę, a tym, czego pragną inni. Wiedziałeś jak trudno jest wybierać między swoim a cudzym szczęściem? Chociaż, w gruncie rzeczy nie wiem, co stanowi szczęście dla innych. Nie wiem, czego ode mnie oczekują. Nikt nie chce powiedzieć mi wprost, kim dla niego jestem. Czy pytałam? Oczywiście, ale to nic nie daje. Co mam robić? A może mam czekać? Znowu zadaję Ci miliony pytań, a Ty znowu nie odpowiadasz. Od pięciu lat jest tak samo. Przychodzę do Ciebie, siadam na ciemnej płycie, zwracam wzrok ku niebu, nawet w czasie deszczu, czy śnieżycy i mówię do Ciebie, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, choćby mały znak, mówiący, co mam robić. Teraz też tego potrzebuję, ale to nadal na nic. Pozwól mi chociaż posiedzieć i dalej do Ciebie mówić, dobrze dziadku? /pierdolisz.
|
|
 |
Zawsze znajdzie się jakieś małe 'ale', które potrafi wszystko zniszczyć i zaprzepaścić. /pierdolisz.
|
|
 |
myślami powracam do tamtych chwil, widzę tysiące uśmiechów a każdy z nich, przepełniony maksymalnym szczęściem. widzę Nas, trzymając się za dłonie, wciąż z zafascynowaniem upajamy się głębią każdego z słów bądź gestów, wtedy cieszyliśmy się tylko i wyłącznie sobą, będąc blisko, jedynie tym przyspieszonym biciem, pierdolonego serca. za każdym razem, wspólnie planowaliśmy kolejne z dni, kolejną wspólną przyszłość. chwila nieuwagi, zbyt częste nieporozumienia, zgrzyt, wymiana zdań i, mały niewypał, nie sądzisz? / endoftime.
|
|
 |
Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące. Zdecydowałeś się odejść, to idź.
|
|
 |
Nie rezygnuje się z ludzi, których się kocha.
|
|
 |
Czasami nie chodzi o to, aby zmieniło się na lepsze.
Najczęściej chodzi o to, aby zmieniło się na cokolwiek.
|
|
|
|