 |
Wiesz, mieliśmy być inni. Miało być inaczej. Walczyliśmy bardziej, mocniej, całym sercem. Spalaliśmy się nawzajem, a skończyliśmy jako nieznajomi./esperer
|
|
 |
Co mogę powiedzieć? Że kocham, że tęsknię, że znowu to samo, że umieram tysięczny raz z powodu jednego końca i nigdy nie pogodzę się z tym, że Cie straciłam./esperer
|
|
 |
(..) codzienność wszystko pierdoli i na początku oszukujecie się, że każdy związek wchodzi na ten etap. Na końcu nie zatrzymujesz mnie nawet kiedy widzisz mnie w drzwiach z walizką. Straciłam moje szaroniebieskie oczy, straciłam moje życie i część serca. Żegnaj./esperer
|
|
 |
Mówimy coś wbrew samym sobie, bo tego wymaga od nas świat. Gubimy się jak małe dzieci i szukamy winy wszędzie, tylko nie w sobie
|
|
 |
Zabawne, że ludzie, którzy mieli nigdy nie ranić, zranili najbardziej. Ci, którzy mieli być na zawsze, pierwsi spakowali walizki. Nie składaj obietnic, ludzie zbyt często je łamią.
|
|
 |
Jesień dookoła. Weszła bez pukania między drzewa, tramwaje i pomiędzy nas...
|
|
 |
"Nie ma nic bardziej tragicznego niż żebranie o gest, o uśmiech od ukochanej Istoty. Przy tej tragiczności blednie wielka inna tragiczność, tragiczność cielesnego kalectwa, tragiczność duchowego kalectwa... wielka tragiczność blednie przy tragiczności żebrania o miłość."
|
|
 |
Wódka tego wieczoru smakowała wyjątkowo dobrze. Pozwalała przetrwać chłodną i ciemną noc. Sprawiała, że ból był bardziej znośny. Dawała odwagi i pozwalała ciału dryfować. Za każdym razem gdy patrzyłam mu w oczy wiedziałam, że jest potwornym skurwielem. Coś mi podpowiadało, jakaś "ciarka" z tyłu karku, że nie powinnam tutaj przebywać i zalotnie się uśmiechać. Nie powinnam być z nim. Nie kochać go. Jeśli szanuję siebie i życie...
|
|
 |
Juto...nie ma jutra ktoś je ukradł...
|
|
 |
5.30. Pobudka, makijaż, włosy w kucyk. Na gładko. Szpilki koniecznie. Osiem godzin przed laptopem. "Korposucz" - słyszę komentarze przechodniów. Dom. Poczta, kolejna złota karta, butelka wina przed snem. Zycie dzieje się gdzieś indziej. Najbliższa mi niedawno osoba pakuje swoje rzeczy wychodzi, jakoś nie zapowiada się aby wróciła. Złota karta Banku lśni... Pusto.
|
|
 |
Mogłeś powiedzieć chociaż "spierdalaj" nie znikać. Urwało się jak hejnał. Nie wiem czego oczekiwałam. Przecież Ty jesteś jak te kolorowe ptaki. Zamknąć Cię w klatce to jak Cię zabić...
|
|
|
|