|
artystycznie rozpierdala mi się życie. żadne czynniki zewnętrzne, czy wewnętrzne nie są w stanie tego zmienić.
|
|
|
na stole stały cztery świeczki. pierwsza rzekła nagle. : "jestem dobrem -ludzie już mnie nie potrzebują, wiec mogę zgasnąć.." druga świeczka dodała. : "jestem sprawiedliwością, dziś nikt mnie już nie potrzebuje!"obie świeczki zgasły.. trzecia,zasmucona rzekła. : "jestem miłością -na mnie ludzie mają coraz mniej czasu,wiec i ja zgasnę.." trzy świeczki zgasły. do pokoju weszła młoda kobieta i ze smutkiem popatrzyła na zgaszone świeczki. czwarta świeczka odpowiedziała. : "nie martw się,jestem nadzieją, póki ja istnieje wszystko można zacząć od nowa.." / net.
|
|
|
- eee, Ty. chcesz wpierdol ? - do kogo mówisz ?! - yy.. mama ? - pomińmy fakt, że zabluźniłaś. ale jesteś sama w pokoju, telefon w kuchni, więc..? - na marzenia kurwa mać. ta suka mi go zabrała. nie mam już nic. - chcesz jechać na pizze..? - chcę Jego, a nie jakieś ciasto z pomidorami, sercem i innymi bzdetami ! - jakim znowu sercem ? - serem kurwa ! możesz wyjść ?
|
|
|
osadzona w ciemnym koncie wśród martwych marzeń.
|
|
|
kiedyś może być za późno, żeby powiedzieć Ci co do Ciebie czuję. kiedyś może być za późno, żebyśmy byli razem. kiedyś może być za późno żeby zabić tą sukę.
|
|
|
- miało być pięknie. mieliśmy chodzić ze splecionymi dłońmi mijając przechodniów. myślałam, że będzie jak w bajce. - to się kurwa ostro przejechałaś.
|
|
|
na karteczce widniał napis " jak będziesz chciała pogadać, to zadzwoń. mój numer masz. " domyśliłam się kto to był. ale nie miałam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. niektórym może się wydawać, że to było romantyczne, dla mnie to zwykła drobnostka. i tak oto wyleczyłam się z tej jebanej miłości amen.
|
|
|
wracałam sama do domu ze spotkania z kumpelą. było już ciemno i zimno. byłam wkurwiona, kopałam każdy napotkany kamyk. po dziesięciu minutach spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Jego. w tym momencie myślałam, że eksploduję. mimowolnie łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. chciałam jak najszybciej go minąć, jednak zatrzymał mnie i troskliwie zapytał co się stało, odpowiedziałam, że nic. wyczuł, że chcę go zbyć, bo dał mi chusteczkę, wytarł zapłakane oczy i dodał " nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. " uśmiechnęłam się widząc błysk w Jego czekoladowym oku, ale poszłam dalej. byłam prawie pewna, że ktoś za mną idzie, ale nie chciałam się odwrócić. przed dwudziestą pierwszą zadzwonił telefon " zastrzeżony ". z pogardą w głosie zapytałam o co chodzi, rozmówca rzucił krótkie, zrozumiałe hasło " odwróć się. " zrobiłam tak jak chciał. stał chłopak w kapturze i z dużą czekoladą w ręku. był przyczepiony liścik. lecz zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on poszedł.
|
|
|
nie znam osoby, która wkurwiałaby mnie bardziej niż Ty.
|
|
|
chciała się z nim przejść. gdziekolwiek, potrzebowała zwykłej rozmowy. jednak on w połowie zdania jej przerwał i rzucił krótko " musimy przestać się przyjaźnić. mam wrażanie, że za bardzo się do siebie zbliżamy, a mówiłem ci, że podoba mi się taka jedna.. no wiesz... " myślałam, że padnę. autentycznie serce zaczęło mi bić szybciej, puls dawał w kość, a ja nie mogłam nic zrozumieć. szliśmy chwilę w milczeniu, wyczułam jego ruch. chciał mnie do siebie przytulić. bałam się, że po raz ostatni. bez entuzjazmu, z ogromnym trudem i łzami w oczach rzuciłam " nic tu po mnie, przybij pjonę, pewnie po raz ostatni, cześć. " widziałam zakłopotanie w jego spojrzeniu, a w oczach pojawił się strach. wolałam jednak jak najszybciej iść, żeby się nie rozpłakać i jak to wcześniej było - utopić się w jego przyjacielskich ramionach.
|
|
|
nie będę pie.doliła, że dzisiaj jest pierwszy kwietnia. chciałabym k.rwa szczerej rozmowy, ale niee, bo w kalendarzu jest zapisane j.bane '' święto ".
|
|
|
Jestem John Coffey. Jak kawa, tylko inaczej się pisze. / net.
|
|
|
|