 |
Każdy kogoś ma, każdy może porozmawiać co mu leży na sercu, tylko ja odrzucam ludzi, udaję, że nic mi nie jest, a gdy już nie mogę wytrzymać i łzy same lecą po polikach, krzyczę na wszystkich, każę im odejść, bo tak jest łatwiej, bo tak jest bezpieczniej. Ta samotność jest lepsza, jej nie muszę się tłumaczyć, rozumie mnie bez słów i tak po prostu siedzi ze mną, czasem z butelką wódki i paczką fajek, ale słucha mojego szlochu, przekleństw na świat. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, bo nigdy mnie nie opuściła. A w tych ciężkich chwilach, szybko nie odejdzie, rozumie mój ból i wie czego mi potrzeba. Opieki, bezpieczeństwa, a nie słów: a nie mówiłam, że tak będzie lub nie martw się, będzie dobrze. / nutlla
|
|
 |
I to wszystko - Bóg, Kościół, wiara, śmierć, życie wieczne - jest dla mnie zbyt abstrakcyjne, zbyt mało pewności we mnie, bym potrafiła stanąć, skłonić się lekko i przyjąć Twoje odejście do siebie, pogodzić się z nim, odnaleźć sens w tym, że Twoje serce ma bić gdzie indziej, niż tuż przy moim uchu ~ chimica
|
|
 |
[3] Dziesiątki wspólnych zdjęć, filmiki, Twoje rysunki i liczne wpisy w moim kalendarzu; wpisałeś się w moje życie również materialnie. Przekupiłeś moje serce tą wieczną radością, każdą z naszych rozmów do tego, by jednak pozwoliło Ci wsunąć się do niego. Może stąd ta pustka? Stąd szloch, który zaciska gardło? Przekrwione białka, drżące wargi i trzęsące się ręce? Ta zabójcza tęsknota? I żal o to, że gdzieś odgórnie padła decyzja o tym, by zabrać Cię z tego świata. Postanowienie, kiedy nikt ówcześnie nie zapytał nas o zdanie. Niech Ci tam, skarbie, będzie cudownie, najpiękniej, i niech robią tam dobre balety, żebyś się nie zanudził. I czekaj tam na mnie, zrealizujemy każdy z tych wariackich planów ~ chimica
|
|
 |
[2] Komiczne poranki, kiedy moją mamę budził domofon z pytaniem, czy jesteś u nas może, po którym odnajdywała Cię zagrzebanego w mojej kołdrze. Pomysły tuż po północy, żeby zaraz do mnie przyjechać i trochę porozmawiać. Chęci do nauki i pożyczanie ode mnie zeszytów, które nie mając jak zabrać ich motorem, chowałeś w spodnie. Wspólne układanie scenariuszów do przedstawień. Ten epizod, kilkanaście pocałunków i Twój dotyk na moim ciele, moje dłonie na Twojej skórze. Twój śmiech i stwierdzenie, że chyba jesteś w raju. Parcie na imprezy, kluby i zabawę, ciągłe powtarzanie, że w domu ludzie umierają... i że Ty jeszcze nie chcesz. Sylwester. Żarty, czy po tych wszystkich zakładach dasz radę wrócić do żywych - "ja zawsze daję radę!". Troska i zdejmowanie bez słowa kurtki, by założyć mi ją na ramiona. Lodowisko, które nagle opustoszało, gdy rodzice zabierali swoje dzieci na widok naszych wyczynów. Buziaki - za każdym razem w kącik ust ~ chimica
|
|
 |
[1] Ksiądz odchodzi od grobu, a wokół rozbrzmiewa cicha melodia grana na skrzypcach. I po chwili nie widzę już tych setek ludzi, ani czubka krzyża, który jest praktycznie całkowicie zasłonięty przez kwiaty. Pamięć prowadzi mnie do rozpoczęcia roku, kiedy nad uchem marudziłeś mi, że nie wyrobisz dłużej bez szluga, potem zdeptałeś mi nogi przepraszając teatralnie. Kolejne tygodnie podczas których próbowałam zrozumieć skąd rozbieżności w informacjach o Twoim imieniu... potem opowiedziałeś mi tę historię trzykrotnie. Wcisnąłeś się na miejsce obok mnie na matematyce, za każdym razem kasując mi wynik na kalkulatorze i wpisując "69", a ja pytałam zadziornie, czy to jakaś propozycja. Co lekcję, kiedy wchodziłam do klasy, wstawałeś z miejsca, robiąc mi przejście z tekstem "a proszę, proszę bardzo". Pierwsza wspólna impreza, a potem kolejne. Całe noce spędzone w Twoich koszulach. Nosiłeś mnie na rękach i tuliłeś do piersi. Wypalaliśmy fajkę na pół ~ chimica
|
|
 |
I nie powiem "żegnaj", bo nie potrafię pozwolić Ci odejść. Po prostu do zobaczenia ~ chimica
|
|
 |
Dławię się Twoim brakiem ~ chimica
|
|
 |
Zapełniałeś swoją osobą każde miejsce, do którego dotarłeś. Może dlatego teraz jest tu tak cicho - bez Twojego śmiechu? Tak pusto, bo nie biegasz w tą i z powrotem, ogarniając jakieś akcje? Tak bardzo nie w porządku, bo to nie był Twój pieprzony czas, by nas zostawiać. Nie po wieczorze, kiedy obiecywałeś, że się ogarniesz, kiedy przedstawiłeś swoje plany na najbliższe kilka lat, a Twoje oczy same świeciły się od tych perspektyw. Nie tak miało być, nie mieli nam Cię zabrać ~ chimica
|
|
 |
Każdy kolejny oddech coraz bardziej oddala mnie od nadziei, że to wszystko to tylko sen - obudzę się zaraz i znów będzie sobota, i nowa szansa, by zatrzymać Cię gdziekolwiek indziej, niż w tym samochodzie, na tej trasie, w objęciach śmierci ~ chimica
|
|
 |
Chcę krzyczeć, pragnę wręcz tego, ale coś mnie blokuje przed wydaniem z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Boję się, boję się, że to zostanie odwrócone przeciwko mnie, że hałas, który zrobię na nowo zostanie zamieniony w chwilę rozpaczy bądź jakiegoś głupiego humoru. A przecież tak nie jest. To nie jest kolejny mój wybryk, kiedy siedzę w czterech, pustych ścianach i płaczę. To nie jest kolejny dzień, kiedy mówię, że mam tylko jeden z gorszych dni, kiedy moje samopoczucie schodzi poniżej normy. Nie, to nie są już te dni. To coś innego, coś czego nikt nie dostrzega. To coś z czym nikt nie jest w stanie się zmierzyć, bo ludzie tego nie widzą. Nie dostrzegają zła, które się wokół dzieje. Albo udają, że nic się nie dzieje, bo nie chcą sobie stwarzać problemów i po raz kolejny zawracać czymś głowy. Ale nie mają pojęcia, jak brak ich obecności powoduje coraz to silniejszą klęskę. Nie widzą wyczerpania, które prowadzi do samego dna. Miejsca, gdzie ponownie wszystko się zmiesza i wybuchnie...
|
|
 |
Emocjonalny rozpad wewnętrzny, który tak wiele niszczy w mojej podświadomości. Nie umiem sobie z tym poradzić. Czuję się odepchnięta, rzucona zupełnie na bok, gdzie nie mam już dostępu do ludzi i możliwości zaufania im. W sercu skrył się tak silny ból, którego nie jestem w stanie odepchnąć, który sprawia tyle przykrości. Przez to mam wrażenie, że mój świat na nowo traci kontrolę, że ja sama ją tracę widząc to co się wokół mnie dzieje. Ale nie walczę, nie pokazuję tego, że kolejny raz dostaję od życia lekcję. Nie chcę, nie mam chęci tego robić. Walczyłam już tyle i na co to wszystko było? Przecież i tak nic na dłużej się nie ułoży, nie zyskam tego co chcę. A przeżyć kolejne rozczarowanie i czuć w duszy żar smutku i rozpaczy? Nie jest to dla mnie. Nie pragnę już czuć tego wszystkiego. Odsunę się, jak zawsze. Odsunę się o bok i ukryje wszystko tak, aby nikt nie wiedział, że moja dusza i serce właśnie cierpią i płaczą.
|
|
 |
Masa wspomnień, które wracają zbyt często i uderzają w środek serca. Ciężko jest zapomnieć o tym co kiedyś przynosiło radość, a czego dziś nie ma. Przez ostatnie miesiące przewinęło się przez moje życie wiele osób. Każda z tych osób miała jakiś wpływ na mnie, na moje życie, a teraz? Nie ma nikogo. Została pustka, samotność, cisza, która tak bardzo mnie irytuje. Bo nawet telefon już nie wydaje żadnych dźwięków, nie podświetla żadnej nowej wiadomości.. Kiedyś chciałam mieć od tego spokój, bo za dużo było wszystkiego i wszystkich, a dziś? Cholernie tęsknie za wiadomościami, które miałam co ranem, które dostawałam przy każdym wejściu na gadu, czy na pocztę. Nie pozostało mi już nic prócz kilku wspomnień i zapisanych wiadomości, o których zapewne nikt nie pamięta. Zostały wyłącznie dawne słowa, obietnice i wspomnienia, za którymi można tęsknić, bo to już nigdy nie wróci. Samotność zwyciężyła, stała się silniejsza od całej reszty.
|
|
|
|