|
Prawda żałoby jest całkiem prosta: teraz, gdy mama nie żyje, jestem przyparty do śmierci (nie oddziela mnie już od niej nic oprócz czasu).
|
|
|
"Rozmowy, podczas których obie strony się boją, nie udają się nigdy.
Ona boi się na pewno, ja nie wiem, czy się boję. Nie wiem, bo nie potrafię zlokalizować w sobie strachu. Nie umiem do końca wyczuć, która emocja tak naprawdę nim jest. W takich sytuacjach czuję, jak coś rośnie mi w żołądku, napiera na jego ściany, porusza się w nim wokół własnej osi (...). Ale w tym wszystkim nie wiem, czy to strach, czy niepokój. To po prostu ciało obce w żołądku, które pojawia się i znika, nawet nie rozciągając jego ścian.
- Jak się czujesz? - pyta.
- Dobrze. - odpowiadam.
Może jesteśmy przestraszeni, a może po prostu nie mamy już sobie zupełnie nic do powiedzenia.
- Ja niespecjalnie. - odpowiada.
Zawsze mówiła o sobie bez zapytania, pierwsza, tak samo jak pierwsza potrafiła udzielać ludziom pijanym korepetycji z dobrego wychowania.
- Czemu? - pytam.
Z tego, co pamiętam, całe jej życie polega na czuciu się niespecjalnie.
- Mam problemy ze snem. - odpowiada. - Praktycznie w ogóle nie śpię.
|
|
|
(...) Miała spojrzenie kogoś, kto miał jakąś wiarę, nieważne w co, lecz stracił ją w ułamku sekundy. Tak mi się wtedy wydawało. Później okazało się, że nawet ja umiem dopowiedzieć sobie fantazję do czegoś, co po prostu leży przede mną na stole, wyraźne, widoczne w wysokiej rozdzielczości i po prostu jest, jakie jest, nic więcej, nic mniej. (...)
- Musimy się kiedyś spotkać, porozmawiać - mówi po dłuższej chwili, gdy ja sprawdzam telefon.
- Właśnie się spotkaliśmy i rozmawiamy - mówię.
- Słuchaj, to jak wyszło... - Pochyla głowę, aby nie patrzeć mi w oczy.
- Jak wyszło, tak wyszło - mówię. - Teraz to nie ma żadnego znaczenia.
- Dla mnie ma - mówi.
- Dla mnie nie - kłamię. (...)
|
|
|
(...) Kłamię, bo nadepnęła mi na twarz, bo złamała mi nos. Kłamię, bo coś we mnie było, coś, o czym nie wiedziałem, a ona mi to zabrała. (...) Może za często do niej dzwoniłem. Może powiedziałem jej za wiele o sobie. Może popełniłem ten błąd, koszmarny błąd, przytulania się do niej w środku nocy i słuchania jak oddycha. Może pozwoliłem sobie za bardzo przy niej odpoczywać. Może po raz pierwszy w życiu od czegokolwiek się uzależniłem. (...)
- Spotkajmy się jakoś tak, żeby nie być, wiesz, przestraszonymi, zaskoczonymi - mówi po chwili, podnosząc wzrok.
- Może. Kiedyś. - mówię, wsadzając sobie w końcu do ust trochę sałatki i dodając z pełnymi ustami: - Po prostu zadzwoń.
- Na który telefon? - próbuje żartować.
- Wiesz, na który - odpowiadam. (...)
|
|
|
(...)
Parę dni później w końcu skasowałem jej numer.
Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce ostrożnie jak perłę i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci, zgubi. Potem, znacznie później, zostaniesz sam z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tę dziurę mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja.
Każdy ma tę małą lampkę, ten kryptonit. Ja też. Nigdy nie powinienem go nikomu pokazywać".
|
|
|
"Nigdy się nie dowiesz, co kryło się na drodze, którą nie poszedłeś."
|
|
|
"Zazwyczaj można coś powiedzieć o człowieku, widząc, co czyta."
|
|
|
"Boli mnie, boli mnie jak cholera, płakać mi się chce. Boli mnie brak ciebie. Nie sądziłam, że aż tak. Że aż tak bardzo i bez wyjścia."
|
|
|
"Zdałem sobie sprawę, po raz pierwszy z taką jasnością (jasnością styczniowego powietrza), że to, co zostaje, to nie wyjątkowe chwile, nie wydarzenia, lecz właśnie to nicniedzianie się. Czas pozbawiony pretensji, by być wyjątkowym. Wspomnienia popołudni, w których nic się nie zdarzyło. Nic, poza życiem, w całej jego pełni. Delikatny zapach dymu drzewnego, krople, uczucie samotności, cisza, skrzypienie śniegu pod nogami, lekka trwoga zmierzchu, powolnego i niezmiennego.
Już wiem. Nie chcę przeżyć żadnego z tak zwanych wydarzeń ze swojego własnego życia (...). Zamienię je wszystkie, razem ze stertą zdjęć wokół nich, na tamto popołudnie, gdy siedzę na ciepłych schodach przed domem, dopiero co przebudzony z popołudniowego snu, słucham bzyczenia much (...). Nic jeszcze nie jest ostateczne, nic jeszcze mi się nie przydarzyło. Cały czas świata jest przede mną".
|
|
|
"Nie ma takiej chwili, aby wszystko było dobrze, spokojnie, aby o niczym nie trzeba było myśleć. Aby można było odetchnąć tym powietrzem, co pachnie jak miód – i być szczęśliwym. (...) Idę na daleki spacer".
|
|
|
"Nie można [...] porzucić człowieka na pięć lat i spodziewać się, że po powrocie odnajdzie się go w tym samym miejscu".
|
|
|
"Dorośli ludzie, którzy nie potrafią się rozejść, to jeden ze smutniejszych obrazków tego czasu."
|
|
|
|