 |
Wiem jak to jest, gdy na niczym nie zależy. Żyjesz, bo żyjesz, a tak na prawdę wciąż leżysz.
|
|
 |
Mamy wiele tak, mamy siebie a to nasze szczęście.
Mamy wiele tak bo żaden problem nas nie dotyczy bo mamy się.
Mamy wiele tak, mamy siebie a to nasze szczęście, mamy wiele tak nic nie obchodzi nas, nie obchodzi bo mamy siebie.
|
|
 |
i twoje wargi stykające się z moimi. twoja ręka na moim biodrze i to cudowne kocham, które po chwili popłynęło z twoich ust. to wszystko sprawia, że uśmiecham się jak małe dziecko. / kottek.69
|
|
 |
i gdy po raz pierwszy wziąłeś mnie za rękę, czułam coś takiego czego nawet nie potrafię opisać. niby tylko zwykła dłoń przy dłoni ale dla mnie znaczyła bardzo dużo. / kottek.69
|
|
 |
pierdole to. jestem młoda./ kottek.69
|
|
 |
życie jest zbyt krótkie by marnować czas na ludzi którzy wysysają z Ciebie szczęście. / kottek.69
|
|
 |
nienawidzę, kiedy mierzysz mnie wzrokiem delikatnie przygryzając wargę. kiedy moje usta krzyczą o dotyk Twoich. a ja mam obowiązek przytrzymywać je zębami bo niestety nie mam w pobliżu sznurówek, a tych od trampek niezwykle mi szkoda.
|
|
 |
Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim
życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku.
|
|
 |
cała zakrwawiona, podbiegła do niego. - nie, nie, nie. - zaczęła krzyczeć, szczypiąc się na wszystkie możliwe sposoby. - jesteś i będziesz. tak, tak, tak. - wypowiadała pomiędzy próbami na złapanie oddechu. ręce. pokaleczone od szkła ręce. rozbijanie filiżanek z których wspólnie pijali czekoladę wymieniając się najsłodszymi pocałunkami świata. jego puste, tępe spojrzenie, utwierdzające ją w fakcie, że o dziś musi radzić sobie sama. jak dziecko oddanie do domu dziecka. jak szczeniak, oddany do schroniska. - bądź. nie rób mi tego. - błagała osuwając się z niemocy na nogach. - byłem. przepraszam, że byłem. - wypowiedział, napięcie odwracając się w drugą stronę. wiedząc, że gorszą krzywdę zrobił jej swoją obecnością niż tym, gdyby nigdy się nie pojawił. pozostawiona sama sobie z zakrwawioną koszulka, zaczęła strzepywać opiłki porcelany, które ówcześnie starała się wgniesć w swoją klatkę piersiową z nadzieją, że uda jej się dotrzeć do serca, uciszając jego krzyk. nieskutecznie.
|
|
 |
nie ma nic gorszego od zwyklego przyzwyczajenia. od zwykłego wyciągania z szafki dwóch kubków zamiast jednego i wybuchanie płaczem, na samo dno herbaty. nie ma nic bardziej toksycznego niż nadzieja, że coś trwa wiecznie. że uczucia nie przemijają, a ludzie nie odchodzą. widywanie kogoś jedynie po zamknięciu swoich oczu jest najgorszą, najbardziej prymitywną formą cierpienia. zapomnienie zapachu, dreszczy na plecach poprzedzonych dotykiem. z czasem spojrzenia, które kiedyś było wszystkim. a to wszystko odeszło, pozostawiając nas z pustymi rękami i sercem, jak okradziony ze swojego minimalnego dobytku, bezdomny. bez niczego.
|
|
|
|