 |
nie potrzebował pistoletu by mnie zabić. wystarczyły cztery, smutne słowa, już Cię nie kocham, by posypał mi się świat.
|
|
 |
usiądę i zacznę pisać. wymienię wszystkie dni w których byliśmy razem tacy szczęśliwi. nie zajmie mi to dużo czasu, bo sam wiesz, rzadko takie miewaliśmy. następnie zacznę wymieniać wszystkie awantury i niepotrzebne sprzeczki. uronię przy tym kilkadziesiąt łez, aż w końcu wezmę się w garść by pisać dalej. poinformuję cię, że to co było już dawno minęło i nie opłaca się do tego wracać. gdzieś na końcu umieszczę moje zdjęcie. na mojej twarzy zagości uśmiech. tak. teraz, po nieszczęśliwym zakończeniu przyszedł czas na nową bajkę. jest całkiem dobrze, jestem cholernie szczęśliwa i wreszcie naprawdę zakochana. teraz wiem co to znaczy kochać i wiedzieć, że to on jest tym jedynym. teraz mam osobę, dla której gotowa jestem poświęcić naprawdę dużo. nie bój się, nie dam ci tych zapisanych uczuciami kartek. przecież wiesz jak u mnie i wiesz, że nareszcie sobie radzę. ja wiem, że u ciebie ciężko i zatapiasz smutki w kieliszku wódki, ale teraz już z tego powodu jest mi wszystko jedno. bywa.
|
|
 |
myślała o nim zawsze. każdego dnia wsiadając do autobusu siedział w jej głowie, gdy ona zapatrzona w otaczający ją tłum wsłuchiwała się w teksty grubsona. w chwili gdy wysiadała, przypominała sobie jego uśmiech i uśmiechała się sama do siebie, a otaczający ją ludzie dziwnie na nią spoglądali. szła przez park, chłodny wiatr otulał jej twarz, a ona zamyślona przypominała sobie jak delikatnie muskał jej szyję ciepłymi ustami. momentalnie robiło jej się cieplej. czekając na światłach wpatrywała się w niebo. miało taki sam kolor jak jego oczy. uwielbiała wpatrywać się w tą niebieską przestrzeń widniejącą w jego tęczówkach. szła powolnym krokiem i analizowała, każde jego słowo skierowane w jej stronę. dochodziła do szkoły, czasem widywała go w tłumie. jej serce biło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć lub połamać żebra. wiedziała, że to coś więcej niż zauroczenie, a motylki w brzuchu podpowiadały jej, tak kochasz go i znów miały rację.
|
|
 |
włączam pauzę. nie mam siły żyć, oddychać i radzić sobie z problemami. wysiadam i uciekam z tego świata. nie ogarniam, tego spaczonego społeczeństwa i chciwości osób bliskich. nienawidzę kłamstwa, obłudy i arogancji. gdzie szczerość wyrażana poprzez własne zdanie, a nie wypowiadanie zbędnych wulgaryzmów? gdzie ten szczery uśmiech, który został wyparty przez sztuczność uczuć? gdzie jest miłość, ta prawdziwa, szczera i odwzajemniona? gdzie prawdziwi przyjaciele? pytam, gdzie?
|
|
 |
nie wiesz jak to jest gdy świat cię przerasta i upadasz przykryty nawałem problemów. nie wiesz jak to jest budzić się mając przed oczami wczoraj, a okropny ból rozdzierający serce miesza się ze łzami. nie wiesz jak to jest robić coś co kompletnie nie ma sensu, tylko po to by nie tęsknić. nie wiesz jak to jest sklejać serce, gdy ono jest na tyle uparte, że nadal stara się kochać resztkami bezsensownej miłości. nie wiesz jak to jest, czuć cholerny ucisk w klatce piersiowej i osuwać się na podłogę, zanosząc się płaczem jak małe dziecko za ulubionym misiem. nie wiesz jak to jest gdy rozum kłóci się z sercem, a ty stoisz na rozstaju dróg i niechybnie podejmujesz niewłaściwą decyzję. nie wiesz jak to jest, więc proszę nie mów, że wiesz co czuję.
|
|
 |
cz.2. wszystko wydaje się być teraz takie ciężkie. nie potrafisz wziąć pełnego wdechu, a bezwładne ręce i nogi, nie pomagają ci wstać. podpierasz się o umywalkę, a po policzkach płynie ci krew. myślisz, że to łzy cierpienia i ogromnego bólu. jesteś cała zakrwawiona i otumaniona. w twojej głowie przedziera się stos myśli, ale nie wychwytujesz nic konkretnego. siadasz oparta o drzwi. na podłodze widzisz potłuczoną butelkę po wódce. patrzysz na ręce i widzisz czerwony płyn, który stale wydobywa się z owej rany. zaczynasz się ironicznie śmiać i nie wierzysz, że jesteś nikim. nie wierzysz, że zniszczyła cię miłość, a osoba, która miała być przy tobie zawsze, teraz bawi się z kimś zupełnie innym. bierzesz do ręki kawałek potłuczonej butelki i kreślisz na nogach małe serca. przebijasz je i tworzysz nowe smugi krwi. szepcesz, ''to za naszą miłość kochanie'' i zamykasz oczy. nie czujesz nic, oprócz ogromnego bólu, przeszywającego twe ciało na wskroś. upadłaś.
|
|
 |
cz.1. siedzisz otulona kocem. obok sterta porozrzucanych chusteczek i pilot w ręku. na ekranie pojawia się romantyczny film i moment, kiedy zakochani wyznają sobie miłość. ogarnia cię szał i rzucasz butelką w ekran telewizora. słyszysz trzask, a twoim oczom ukazuje się śnieżnobiały widok. siadasz na podłodze, podnosisz butelkę z alkoholem i mimowolnie przechylasz ją, by wypić jak najwięcej. kompletnie sobie nie radzisz, ale topienie smutków wydaje ci się być najlepszym rozwiązaniem. idziesz do kuchni i sięgasz po ostry nóż. delikatnym odruchem ręki suniesz po nadgarstku. stróżka krwi płynie aż do łokcia i spada, odbijając się od płytek. otwierasz apteczkę i chwytasz tabletki antydepresyjne. przechylasz butelkę popijając owe pastylki i czujesz mętlik w głowie. niewiele widzisz, jesteś ogłuszona, ale po omacku starasz się dojść do łazienki. stajesz przed lustrem i widzisz wrak człowieka. tracisz grunt pod nogami i opadasz na ziemię. czujesz ogromny ból po zderzeniu głowy z posadzką.
|
|
 |
czasami mam ochotę uciec, bo świat mnie przerasta, bo nie daję już rady normalnie funkcjonować. ale mam osoby, które zawsze bez względu na wszystko pomogą mi wstać, nie robiąc nic. wiem, że mam dla kogo żyć i to dodaje mi sił. nie muszą być przy mnie na każdym kroku. ważne, że mam ich głęboko w sercu. wiem, że ot tak ich tam nie umieściłam. czasem znaczą dla mnie więcej niż wszystko, ale bywają dni, kiedy kompletnie się nie dogadujemy. mimo tego, dziękuję Bogu, że ich mam, że tylko ich mogę nazwać mianem przyjaciół.
|
|
 |
gdy nadchodzą wieczory takie jak ten, gdy siedzisz z kubkiem gorącej herbaty w rękach, z całych sił starasz się powstrzymać łzy, a one i tak przedzierają się i wypływają z oczu. ten moment, gdy serce płacze i rozrywa się na kawałki, a ty głupio się łudzisz, że jesteś tą jedyną, że jesteś najważniejsza, że tylko ty się liczysz... nigdy tak nie będzie. dlaczego? sama nie wiem. staram się zrozumieć rozumowanie płci przeciwnej, ale nie potrafię. mówią, że to dwie połówki tworzą całość. może i racja, ale tylko wtedy, gdy są wobec siebie całkowicie szczere. tylko wtedy, gdy możesz mieć tą stuprocentową pewność, że jesteś najważniejsza, że nikt inny się nie liczy, że dla nikogo innego nie ma miejsca w jego sercu. jeśli jej nie masz, to nie łudź się i nie staraj się zająć naczelnego miejsca w hierarchii miłości, bo nigdy tam nie będziesz. nigdy nie staniesz się tą najważniejszą, gdy on sam tego nie udowodni. skąd to wiem? życie maleńka, życie.
|
|
 |
a ty dbaj o mnie, bo chcę czuć, że jestem dla ciebie naprawdę ważna. troszcz się o mnie, gdy upadnę i nie będę miała siły, by cokolwiek naprawiać. kochaj mnie, tak jak nikt nigdy dotąd, bo przecież nasza miłość musi przetrwać wszystko. upewniaj mnie, że tylko ja się liczę, że to ja jestem jedyną dziewczyną z którą zamierzasz spędzić resztę życia, a gdy już będziesz tego stuprocentowo pewny, stań na przeciwko mnie, spójrz głęboko w oczy i powiedz co czujesz, co myślisz i zamierzasz. uwielbiaj mnie.
|
|
 |
a kiedy odchodził, serce rozrywało mi się na kilkanaście małych kawałków. moje ciało odmawiało posłuszeństwa, a ja zraniona przez miłość, upadłam, przykryta nawałem bólu i cierpienia. nie potrafiłam się podnieść i zrzucić z siebie ciężaru tego uczucia. teraz już nie byłam sobą. nie byłam tą wesołą dziewczyną, która potrafiła czerpać radość z każdego dnia. teraz byłam bezsilna. z każdym zaciągnięciem papierosem czułam ucisk w klatce piersiowej. myślałam, że alkohol pomoże mi zapomnieć, że zdobędę siły, by posklejać na nowo moje zranione serce, ale fizycznie to było niemożliwe. przecież łączyło nas wspólne serce, a gdy odchodził, to oczywiste, że swoją połówkę zabrał ze sobą.
|
|
 |
znali się od zawsze. w piaskownicy - zawsze razem, bawiąc się w chowanego, mieli wspólną kryjówkę. dorastali razem. sześć lat podstawówki i trzy lata gimnazjum spowodowały, że kochali się jak rodzeństwo. wiedzieli o sobie wszystko, byli dla siebie wszystkim i nie wyobrażali sobie życia bez siebie. spróbowali być razem. wiedzieli, że wszystko musi się układać, bo przecież przez te kilkanaście lat wszystko było w porządku i było... do czasu. wiedzieli o sobie za dużo. zaczęły się pierwsze kłótnie, głupie sprzeczki, awantury. oddalali się od siebie, przestawali cokolwiek czuć. umarła nadzieja, a miłość uciekła z ich serc, jeszcze szybciej niż przyszła. teraz? teraz są dla siebie obcy. nie rozmawiają ze sobą, mijają się bez słowa, nie wymieniają przelotnych spojrzeń. już nie są dla siebie wszystkim, teraz po prostu zachowują się tak, jak gdyby nigdy się nie spotkali. nonsens.
|
|
|
|