 |
rozpakowałam zakurzone pudełko moich wspomnień. właściwie naszych, ale przecież dla ciebie nie mają już znaczenia. w kompletnej ciszy przeglądam każde spotkanie, pocałunek i dotyk dłoni. jeszcze raz przeżywam to uczucie bezgranicznej radości, niestety tak krótkie. znowu siedzimy tam nad jeziorem, znowu obejmując się patrzymy na zachód słońca. ponownie słyszę twój szept i czuję twój ciepły oddech na szyi. zaciągam się tobą jak ćpunka. wszystkie te cudowne chwile. one wszystkie wracają. a potem myślami znów jestem w obecnym czasie. po kolejnej dawce przeszłości, siedzę w swoim pokoju, żałując, że właśnie tak się stało.
|
|
 |
byłam kilometr od domu, kiedy zaczęło kropić. wraz z narastaniem deszczu przyspieszałam kroku. po chwili nastała prawdziwa ulewa. przebiegłam większą część dystansu. zdyszana zwolniłam kroku. byłam cała mokra, w trampkach płynęły rzeki. poprawiałam kaptur, kiedy jakiś samochód zwolnił, a następnie zatrzymał się kilka kroków przede mną. szłam dalej, kiedy szyba uchyliła się i ujrzałam znajomą czapkę z daszkiem. on. przekrzykując ulewę powiedział swoim typowym tonem: - podwieźć cię, kotek? taka ślicznotka i moknie. spojrzałam na niego oczami pełnymi nienawiści. mimo zapadającego zmroku, dostrzegłam, że jest sam. bez nowego blond-skarba u boku. doprawdy zadziwiające. przerwałam ciszę krótkim: - pierdol się - i pobiegłam, słysząc w oddali jakieś przekleństwo, z tych tak dobrze znanych mi ust.
|
|
 |
stałam naprzeciw niego, błagalnym wzrokiem szukałam szczerości w jego oczach. - powiedz to. powiedz wszystko, teraz - wyszeptałam łamiącym się głosem. - przecież dobrze wiesz, jak to było. - masz rację, wiem. ale chcę to usłyszeć z twoich ust. tylko z twoich. - nie chcę o tym mówić. nawet nie wiem jak. - proszę... - po tym słowie nałożył mi na głowę kaptur. - pada deszcz. wracaj do domu. to po prostu koniec. zwyczajnie. rozstańmy się bez spięć - powiedział, po czym oddalił się szybkim krokiem. chciałam nawet za nim biec, ale w ostatniej chwili rozum wziął górę nad sercem. i tak powinno być zawsze - szkoda tylko, że nie wychodzi. wolnym krokiem wróciłam do domu. wciąż biłam się z myślami. przecież prosiłam tylko o te kilka słów prawdy. nawet tego nie był w stanie dla mnie zrobić.
|
|
 |
spotkałam go dziś, dopiero po pół roku. spojrzał na mnie z uśmiechem. ale nie tym co zawsze. to był uśmiech jaki kierujesz do zupełnie obcej osoby na mieście. nie poznał mnie, tak myślę.
|
|
 |
dostrzegłam go w parku. namiętnie wpijał się w usta jakiejś dziewczyny. moje serce na ten krótki moment zatrzymało swój rytm. wszystko stanęło w miejscu. musiałam kilka minut wgapiać się w nich, bo w końcu dostrzegając mnie kątem oka, odepchnął od siebie rudą. nim spostrzegłam co robię - biegłam do domu potrącając przechodniów. odwróciłam się tylko raz. gonił za mną. chyba chciałam by mnie złapał, jednak wciąż biegnąc tym samym tempem, dotarłam do domu. z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi. po chwili dobiegł i zaczął walić w nie pięściami. minuta. dwie. wciąż nie przestawał uderzać. wołał mnie po imieniu. a ja nawet nie płakałam. nie chciałam. jeszcze nie teraz. w końcu uległam i otworzyłam drzwi, omal nie dostając pięścią. zaskoczyłam go, zadając tylko jedno pytanie: - czy ty mnie kiedykolwiek naprawdę kochałeś? - spojrzałam w jego rozbiegane oczy. milczał. to wystarczyło. zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i pobiegłam do pokoju, uwalniając długo powstrzymywane łzy.
|
|
 |
a podobno tak niezwykle na nią patrzył.
|
|
 |
zawsze udaję silniejszą, niż jestem w rzeczywistości. dlatego nikt nigdy nie mógł być ze mną bliżej, tak blisko, jak faktycznie być powinien.
|
|
 |
spotkajmy się znów po drugiej stronie. nie mogę znieść myśli, że to już koniec.
|
|
 |
zdejmę jeansy, ale dalej patrz mi w oczy.
|
|
 |
gwałtowny kryzys egzystencjalny na arenie mego istnienia.
|
|
 |
sama żyła ze sobą i swoimi problemami, czekała aż on przestanie ją ranić.
|
|
 |
dlaczego ludzie się rozstają? jak można kochać, a później nienawidzić. przecież miało się tyle wspólnych planów, marzeń i pragnień. przecież tyle cudownych chwil spędzonych razem, tyle uśmiechów i tyle zmysłowych spojrzeń wymienionych między sobą. tyle rozmów, tyle wsparcia, tyle sytuacji, tyle wspomnień. tyle słów, że się kocha, że się potrzebuje. i tak po tym wszystkim po prostu koniec? nie znamy się?
|
|
|
|