|
Ja potrzebuję miłości. Wiesz, że moje życie nie jest kolorowe, uśmiech, który widujesz jest tylko pozorny, a śmiech często udawany. Znasz moje problemy. Silny fizycznie, lecz w środku panuje totalny chaos. Obiecałaś, że zaopiekujesz się tym poharatanym sercem. Yhym, ale to tylko słowa, a ja wciąż czekam na czyny.
|
|
|
Było tak pięknie, dzień zaczynaliśmy od słodkich rozmów, myśli o Tobie wędrowały po mojej głowie przez cały dzień. Pragnęliśmy siebie w każdej wolnej chwili. Jedyne, co nas mogło ograniczyć to czas, który i tak najczęściej ignorowaliśmy leżąc razem w łóżku do samego rana, abyśmy znowu wstali niewyspani, ale mimo wszystko szczęśliwi. Bo przecież byłaś obok mnie, ja obok Ciebie i to wszystko, czego potrzebowałem. Dziś? Za dużo się nie zmieniło, nadal jesteś całym moim światem, lecz wydaje mi się, że już bez wzajemności.
|
|
|
Przepraszam Cie kochanie, ale ja już nie potrafię żyć. Za bardzo kocham, za bardzo odczuwam, kurwa, wszystko robię za bardzo. Ogarnęła mnie paranoja. Nic nie jestem w stanie zrobić. Bezsilność, łzy w oczach i kubek kawy. Spoglądając w niebo odliczam tylko godziny, minuty, sekundy. Tak, niedługo to się skończy.
|
|
|
Woodstock 2013 - akumulatory doładowane + ładna opalenizna + nowi szurnięci znajomi :D
|
|
|
Siedziała wśród znajomych na polu namiotowym.. z przyklejonym uśmiechem, odwrócona bokiem do człowieka, który spędzał jej sen z powiek przez zbyt długi czas. Blant nie smakował już tak samo, piwo nie wchodziło. Po głowie kołatały się setki niedomówień. Nikt nawet nie zauważył, że dwoje osób są nieobecne... zagubione we wspomnieniach.
|
|
|
Pięćdziesiąty raz wybieram numer telefonu. Czekam aż odbierze, odpowiada mi poczta głosowa, na którą pragnę się nagrać, ale tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Może, że tęsknię. Może, że wariuję z zazdrości. Może, że cholernie się martwię. Słowa i tak nie ukarzą tego co czuję. Odpalam kolejnego szluga, moją głowę rozsadza niesamowity ból. Myślę, bo nie mogę przestać. Płaczę, bo jest mi źle i nie wierzę w czystość intencji osoby, którą kocham najbardziej na świecie. Nie radzę sobie.
|
|
|
Moje ciało krzyczy zwolnij, kiedy kolejna kropla potu spływa po mnie. Oddech? Ledwo go łapie, to tempo jest za szybkie, za bardzo wyczerpujące, za bardzo ponad moją wytrzymałość. Nogi stawiają kolejny krok, jakby miał to być ostatni, lecz potem znowu jest następny i następny. Ale czy widzisz na mojej twarzy ból? Czy dostrzegasz cierpienie, jakie dopada mnie podczas tego szaleńczego wyścigu? Na moim sercu wyryłaś już swoje inicjały, lecz nadal gości w nim niepewność. Pomimo tylu słów, którymi okazujesz miłość, ono nadal gdzieś tam w środku boi się. W końcu należy już do Ciebie i jeśli będziesz chciała odejść, wyrwie się z mojego ciała, a swoje ostatnie uderzenia odda w Twoich dłoniach. Może wtedy wyszepta Ci ostatnimi siłami, jak bardzo obawiało się tej chwili.
|
|
|
Ból przeszywa każdą komórkę mojego ciała i duszy. Drżę, zdając sobie sprawę z faktu, iż nie mogę okazać słabości. Chciałabym płakać, ale kanaliki łzowe odmawiają posłuszeństwa. Od nadmiaru słów, które mnie ranią, niszczę się. Rzygam udawanym szczęściem. Setny raz zadaję sobie jedno pytanie: Co znowu robię źle? Pragnę chwili spokoju. Tęsknię za chwilami beztroski, pewności i czystości uczuć jakimi mnie darzyłeś. Czuję, że my to przeszłość. Oczywiście kocham Cię nadal, ale miłość nie może wypływać z jednego serca.
|
|
|
Chyba za szybko dojrzałam. Potrzebuję czegoś więcej niż imprez w klubach, po których złamię obcas na nierównym krawężniku i zasnę po kilku godzinach męczenia się z helikopterkiem w głowie. Pragnę miłości. Rozważnej i odpowiedzialnej. Stałości uczuć. Namiętnych pocałunków i mocnego przytulania. Jednego piwa do filmu, a nie kraty wypitej na ognisku. Papierosa, który uspokaja. Życia bez dragów, blantów i chlania w każdy weekend. Pragnę spacerów przy wschodach i zachodach słońca. Wypadów do kina. Wspólnych nocy. Dużej dawki czułości. Chcę tego, czego nigdy nie otrzymam.
|
|
|
Znowu mnie masz. Całujesz na dzień dobry i dobranoc, przytulasz, podobno kochasz. Uśmiechasz się i czarujesz spojrzeniami. Twoje czekoladowe tęczówki świecą, a usta szepczą do ucha miliard czułych słów. Powinnam być w niebie, ale jestem w samym środku piekła. Egzystuję w niepewności. Nie czuję się bezpieczna, tylko potrzebna, czasami wykorzystywana. Gdzieś na dnie serca kryję miliard obaw, o których nie mówię głośno. Jedną z nich jesteś Ty. Nasze marzenia, które są praktycznie nierealne. Twoje słowa, które często przypominają perfekcyjne kłamstwa. Nie wiem co myśleć, co robić, co czuć. Chcę być w końcu pewna Twoich planów. Chcę być pewna Twojej miłości.
|
|
|
Wiedziałem, że to wszystko tak się skończy. Wiedziałem, bo przecież jak inaczej mogło to się potoczyć? Jego przeprowadzka tylko utwierdziła mnie, że na to nie ma już ratunku. Ale co miałem zrobić? Biernie przyglądałem się temu, widząc jak z każdym dniem cierpisz coraz bardziej. Widziałem jak starasz się to przede mną ukryć, więc udawałem, że wszystko jest dobrze. Do dzisiaj. Tak, do momentu, w którym zobaczyłem Cię palącą papierosy na balkonie. Siedziałaś sama, a łzy spływały po Twoich bladych policzkach. Dreszcze rozeszły się po mojej skórze, serce zwiększyło obroty, a oczy stały się szklane… Przytuliłem Cię, bo musisz wiedzieć, że od tej chwili, nie pozwolę Ci już nigdy więcej płakać. To Ty zasługujesz na miłość, nie Ja, mamo.
|
|
|
|