 |
|
- Jesteś tak szczęśliwy , że mógłbyś dotknąć nieba ? - Nie , tak nie . - Nie tak ? - Nie , mógłbym dotknąc o wiele wyżej, conajmniej trzy metry nad niebem . | książka .
|
|
 |
|
uwielbiam jak ktoś bawi się moimi włosami, zieloną herbatę z opuncją figową, truskawki z bitą śmietaną, facetów z zielonymi patrzałkami i lekkim zarostem, książki, naleśniki, długie pocałunki. z tym, że widzisz, od jakiegoś czasu ilość gości o podanym opisie, zawęża się do jednego - Ciebie, truskawki, herbata, naleśniki smakują dobrze wyłącznie przy Tobie, a wymarzone wieczory to te, kiedy zawijając sobie na palce moje włosy, cytujesz Zafóna, a potem w formie przypieczętowania stykasz swoje wargi z moimi.
|
|
 |
|
pamiętasz tamten dzień, noc właściwie? zmartwienie stanowiła tylko pusta butelka po wódce, która była jedynym antidotum na uczucia. przez kilka godzin nic nas nie zabijało.
|
|
 |
|
nie potrzebowała dużo czasu, by rozeznać się w sytuacji. wchodząc do mojego pokoju, rzuciła torbę na łóżko, a wyłapując wydobywającego się z głośników rocka, wypaliła tylko: - znów smutamy, mam rozumieć? zakatujesz się, dziewczyno. - zakrywając emocje w półuśmiechu z wyrzutami przyznałam przed sobą, że mimo podświadomych obietnic, nie tylko przywoływałam wspomnienia tymi utworami, ale co wieczór, znów otulałam się kocem i pozwalałam by łzy, kolejne łzy których był dziełem, skapywały do kubka z kawą.
|
|
 |
|
począwszy od czytania ulubionej książki, po zrobienie naleśników z nutellą, wyjście ze znajomymi, obejrzenie dobrej komedii, aż po spanie czy godzinne szpikowanie się kawałkami Chady - nic nie było wystarczającym lekarstwem, by przestać chcieć Go.
|
|
 |
|
znajoma otworzyła drzwi kabiny i szybkim ruchem zamknęła zeszyt w którym wówczas uzupełniałam zadanie. - szuka Cię. nie wnikam, chce swoje klucze czy coś. czeka na korytarzu. - wypaliła na jednym wydechu. - niech przyjdzie tutaj. - burknęłam do Niej w odpowiedzi, na co skinęła głową i wyszła. nadaremnie zamknęłam drzwi, bo już po kilkunastu sekundach znów zostały otwarte. - dobra, oddaj. - sięgnęłam do plecaka, znalazłam pęk metalowych kluczyków i stając przed Nim, zaczęłam je kołysać na jednym palcu, przed Jego oczyma. nie zabrał ich. kładąc ręce na moich biodrach przycisnął mnie do ściany, równie intensywnie jak wargi do moich ust - jakby wciąż było jak dawniej, jakby nic nie wydarzyło się w międzyczasie, jakby nic się nie posypało. przepłakane noce, ból, niepewność, ciągłe martwienie się stanęły w głowie. naciskając jedną ręką na klamkę, drugą odepchnęłam Go od siebie. - idź, wystarczy. - jęknęłam, starając się zamaskować cierpienie palące na powrót od środka. - ja się nie poddam.
|
|
 |
|
Rozum zluzował lecz serce się spina ♥
|
|
 |
|
tak kurwa, dziś te pierdolone walentynki, których tak bardzo nie lubię . czemu ich nie lubię ? hm. może dlatego, że to kolejne walentynki, które spędzam alone . ale też rzygam sztucznością uczuć, które przelewają się tego dnia . moim zdaniem, jeśli kogoś się kocha, to się uczucia okazuje codziennie, a nie w ten jeden, jedyny dzień w roku . może i fajnie jest tego dnia dostać jakiś prezent, chociaż osobiście uważam, że prezenty dawane i otrzymywane bez powodu są lepsze . dlatego dziś zostaję w domu, żeby nie patrzeć na tych zakochanych, i na tych niby zakochanych, którzy chodzą po mieście dla lansu, że mają swoją drugą połówkę .
|
|
 |
|
mam blizny na całym ciele, po jego pocałunkach.
|
|
 |
|
a teraz milcz. milcz, bo nie zasłużyłeś na to, aby ktokolwiek Cię wysłuchał.
wiesz ? po raz pierwszy cieszę się, że nie ma Cię obok. że jesteś tak w chuj daleko.
'kocham Cię przyjacielu, ale nienawidzę bardziej.'
zrobiłeś za dużo. dosłownie.
wychodzi na to, że przez te 'naście' lat dobrze Cię nie poznałam.
a może to nowe miasto Cię zmieniło?
|
|
|
|