 |
nie wiem co ze sobą zrobić już, siedząc cicho w kącie łkając dalej, zatruwam myśli, głaszczę nóż
|
|
 |
to wszystko jest możliwe, oooo, gdy zacznie latać kot!
|
|
 |
już odlatuję, wszystko mi jedno gdzie, niech ktoś spróbuje na chmurze złapać mnie
|
|
 |
a ona od dawna już nikogo nie słyszy i na nic tu szkoła, dom, nie przyjmuje żadnych słów. powoli za krokiem krok, pogrąża się w ciszę. nad cały ten świata zgiełk, woli swą krainę snów. na półce pluszaków rząd i miś na dywanie, bezradnie się patrzą na znikający w oknie cień. i nikt nie zrozumie jej i tak już zostanie, jak nagle urwany film w ten naprawdę piękny dzień.
|
|
 |
więc wychodzę, pójdę ścieżką przez park, a za rogiem stoi ona we złach, mówi do mnie, że zabija ją strach
|
|
 |
piję kawę, palę szluga i jem. najważniejsze robić to, co się chce, a w domu obok - tak samo jak ja
stoi ona, stoi tak jak bóg dał. ile jest obok nas nadziei na piękniejszy czas
|
|
 |
idą ludzie ci sami co dnia, myślę sobie: dobrze, że to nie ja
|
|
 |
mamy wokół znów nienawiści, kosmiczny prawie stan. ale co do samej nienawiści, to siódme niebo już
|
|
|
|