 |
mimo wszystko, potrzebuję tego bałaganu, który robisz mi w życiu.
|
|
 |
to tak, jakby ktoś muskał Twój dekolt czubkiem noża, a chwilę potem wpierdolił Ci go między płuca, wprost w serce.
|
|
 |
nie lubię być wredna, ale trzeba sobie jakoś radzić.
|
|
 |
chciałabym wiedzieć co myślisz, gdy mijamy się bez słowa.
|
|
 |
- liczę do trzech i.. - do trzech?! szacun.
|
|
 |
dlaczego ludzie się rozstają? jak można kochać, a później nienawidzić. przecież miało się tyle wspólnych planów, marzeń i pragnień. przecież tyle cudownych chwil spędzonych razem, tyle uśmiechów i tyle zmysłowych spojrzeń wymienionych między sobą. tyle rozmów, tyle wsparcia, tyle sytuacji, tyle wspomnień. tyle słów, że się kocha, że się potrzebuje. i tak po tym wszystkim po prostu koniec? nie znamy sie? a po upływie miesiąca kręci go inna panna? no fakt. szczerze kochałeś. przecież to tylko facet nie? brakiem tupetu to Ty nie grzeszysz.
|
|
 |
chciałabym obudzić się któregoś letniego dnia, wyspana, wstać i uśmiechać się do samej siebie. idealnie ułożyć niesforną grzywkę i wychodząc z domu nie poplątać słuchawek. uśmiechać się do ludzi i uciec przed letnim deszczem do najbliższego sklepu. potem wyjść i omijając kałuże by nie zamoczyć ulubionych trampek, czytać motywujący tekst spod kapsla. usiąść na parującym pod wpływem słońca krawężniku. czekać na niego i powitać słodkim pocałunkiem, następnym i następnym. a potem zdać sobie sprawę, że jestem cholernie szczęśliwa.
|
|
 |
idziesz z kimś, wydawało by się z kimś najważniejszym, przez swoje życie, nagle stajecie na rogu dobrze znanej wam ulicy, bo przecież chodzicie tędy co dzień, jednak okazuje się, że każde z was chce iść w inną stronę i jeśli żadne z was nie poświęci swojej dumy i swojego ego, to wszystko co tworzyliście rozpieprzy się od tak . jedno małe nieporozumienie dotyczące dalszej drogi, jest w stanie skreślić tak po prostu skreślić wszystkie wasze wspólnie spędzone dni.
|
|
 |
i tak mijają kolejne dni, które nie mają żadnego głębszego sensu. brak Ciebie równa się z utraceniem połowy siebie. tej połowy, która chociażby wywoływała szczery, szeroki uśmiech na mej twarzy. pozbawiłeś mnie wiary w siebie. odebrałeś tą cząstkę mnie, która nie przejmowała się małymi niepowodzeniami. te niepowodzenia były mi obojętne tylko dlatego, że zawsze zdawałam sobie sprawę z tego, że mam obok siebie kogoś kto mnie wesprze i pomoże korygować popełnione błędy. Ty mnie tego pozbawiłeś. ograbiłeś mnie z tego poczucia bezpieczeństwa, pewności siebie oraz tego, że mogę wszystko.
|
|
 |
oszczędź mi proszę, tych kazań na temat miłości, ja mam swoje własne wyobrażenie na ten temat, nie potrzebuję tego by ktoś narzucał mi swój punkt widzenia. nie próbuj mnie zmieniać, bo Ci się to nie uda. albo zaakceptujesz moje wady albo spadaj, proste. jestem na tyle zraniona, że trzymam jednak dystans do każdego, bez wyjątku, bo nie chcą znowu spędzać nocy na płakaniu w poduszkę, czy łkaniu przyjaciółkom w ramię. mam dość bycia wykorzystywaną pod względem uczuć, nie jestem zabawką. chcę byś o tym wiedział.
|
|
 |
w porządkowaniu swojego życia nigdy nie byłam, nie jestem i raczej nie będę - dobra. owszem w niektórych minimalnych rzeczach dałam sobie radę, ale w miejsce tego jednego małego problemu doszło naście innych. nadal czuję brak, jeśli chodzi o jeden aspekt. co tu dużo pisać, sprawy które są dla mnie najważniejsze, nadal leżą gdzieś na półce pod wielką warstwą kurzu, bo nawet nie miałam czasu czy ochoty, by pomyśleć nad nimi
|
|
 |
jakoś nie wierzę w to, że tak łatwo udało Ci się o tym wszystkim zapomnieć. że żyjesz z nadzieją na każdy dzień i codziennie rano potrafisz z łatwością spojrzeć w lustro. że nie płaczesz, nie krzyczysz z bólu. że żyjesz, jak człowiek, jak każdy inny. ale po głębszych przemyśleniach jednak dochodzę do wniosku, że przecież ty kurwa uczuć nie masz.
|
|
|
|