 |
Ona? heh też przyszła się pożegnać. Weszła do mojego domu jak by nigdy nic... - Monika...- powiedziała skruszona a z oczu poleciały jej łzy. - Przepraszam.. - powiedziała, a mną zatrzęsło. Patrzyłam na Nią z nienawiścią w oczach. - Wyjdź - powiedziałam stanowczo. - Monika... - Nie skończyła bo jej przerwałam. - Wypierdalaj z mojego domu - wydarłam się na Nią i próbowałam zamknąć drzwi, lecz zablokowała je nogą. Otworzyłam je, stanęłam z Nią twarzą w twarz i patrzyłam tak chwile na Nią. - Myślałam, że możemy się przyjaźnić. Ale nie, jesteś zwykłą kurwą, która pierdoli się z każdym moim chłopakiem. I wiesz co wybaczałam Ci dużo ale Jego Ci już nie wybaczę. Już NIE! -mówiłam do niej przez zaciśnięte zęby by tylko się nie rozpłakać. Nie mogłam Jej pokazać jak mi na Nim zależało. - To ojciec mojego dziecka, zrozum... - mówiła. A ja nie wytrzymałam zatrzasnełam jej drzwi przed nosem, po czym pobiegłam do pokoju i zaczęłam ryczeć jak małe dziecko. Nie mogłam się uspokoić...
|
|
 |
chujowy nawyk kiedy smutek leczą wódką, łudzą się że życie przyniesie im lepsze jutro. [buuum]
|
|
 |
|
po prostu, czuję się czasem pominięta.
|
|
 |
Facet to powinien być facet,a nie "guma od kaleson" [m0109]
|
|
 |
Mogę robić wszystko. Rozebrać się, nie czując zażenowania, kochać się na podłodze w kuchni czy na sianie, które poodciska się na ciele. Całować się bezwstydnie na środku ulicy. Pozwolić, by bezceremonialnie trzymał dłonie na każdych partiach mojego ciała i śmiać się na widok min przechodniów. Mogę wszystko i wszędzie, lecz wyłącznie z Nim.
|
|
 |
Wierzysz w cuda?! To przestań , ja też musiałam przestać wierzyć w królewicza na białym koniu. [m0109]
|
|
 |
Ja, przypominając sobie większość Jego akcji, z solidarności względem innych kobiet powinnam to skończyć, zmiażdżyć Mu serce. On, znając gości, którzy mają do mnie masę "ale" i z chęcią wygłoszą opinie na mój temat, oraz wiedząc, że przeważnie to prawda, choć przerysowana raną w piersi - powinien mnie zostawić. Kolejny raz robimy coś na przekór, łamiąc następne moralne zasady i wierząc, że możemy wszystko.
|
|
 |
Największym błędem jaki popełniam jest chyba to, że istnieje. Nie robię za wiele poza tym - jestem, dużo mówię, często samych głupot, latam za piłką na zastępstwach wraz z chłopakami, śmieję się, często zamiast ogarniać przypały na przerwach zanurzam się w książce. Nic nadzwyczajnego, więc czemu przy tak wielu czynnościach, słyszę chrupot łamanego serca? Dlaczego ruch mojej ręki, skręt głowy, uśmiech musi mieć następstwo w ranieniu? Bo jestem i nieważne, że to nie ja ustalam ten porządek, nie ja decyduję o tym, co serca innych sobie uroiły. Nie, to po prostu moja wina i nikt tego nie podważa.
|
|
 |
|
pamiętam, kiedy wypłakiwałam się, z głową na twoich kolanach . jeszcze wtedy się kumplowaliśmy . opowiadałam ci, jak tamten mnie zranił . jakim był chamem . mówiłeś, że ty taki nie jesteś . sprawiłeś, że naprawdę ci uwierzyłam . a potem zrobiłeś ze mną to samo, co ten poprzedni, skurwielu .
|
|
 |
Całuje Twoją szyję, a Ty nie pamiętasz już definicji słów: opór, odmowa, walka. Nie masz siły walczyć, nie potrafisz mu się przeciwstawić. Twoje serce upada. Staczasz się z lawiną swoich uczuć. Wbijasz mu paznokcie w kark, a on zaciska wargi na Twojej skórze, zasysając lekko. Łzy płyną Ci po policzkach. To te endorfiny, bo znów jest przy Tobie. Nie ogarniasz niczego, tak bardzo chcesz by to było prawdziwe, by Cię kochał.
|
|
 |
Płuca rozszerzają się i kurczą, przeprowadzając wymianę gazową, dla Ciebie. Są Twoje jak każda inna część mojego ciała. I nie, nie dam Ci amputować sobie ręki, ani nogi, ani serca, byś sprzedał je gdzieś w internecie, lecz mój organizm... zaczął wykazywać alergię na dotyk wszystkich, prócz Ciebie. A Ty, Ty jesteś antybiotykiem, tak zwyczajnie.
|
|
 |
Ja w sukience, On w dresach. Ja samotna z pogniecionym sercem po ostatnim czasie, On w związku. Ja z masą słów na ustach, On słuchający mnie z uśmiechem. Chłodno, trochę rapu, ręka muskająca się o rękę. Rozmowy o niczym, o wszystkim, o przeszłości, o nas. Niepoprawni, ze świadomością, że mieliśmy się jeszcze za mało. Mając zupełnie różne światy i mając już dla kogo się starać, potencjalnie dla kogo żyć. Nie; trzeba było namieszać. Trzeba było wszystko spieprzyć i budować na nowo, inaczej. Zranić, zerwać, zakończyć, patrzeć na ból i odbierać żal. Szczerze? Najlepsze, co mogliśmy zrobić.
|
|
|
|