 |
tamten uśmiech, plany wedle których nie powinien teraz znikać. resztki tuszu w okolicach oczu. bezproduktywne próby oderwania się od myśli o nim - nie zapomnienia, a zatracenia się choć na chwilę w innym świecie. ciche błaganie o spokój w kolejnej spazmie płaczu. "kocham Cię ciągle", które nie pozwala nawet drgnąć naprzód.
|
|
 |
wracaliśmy ze wspólnego wypadu za miasto. jedną ręką trzymał kierownicę auta, drugą chwytał moją dłoń. co chwilę zerkał, wgapiając się w moje oczy, po chwili obdarowując ciepłym uśmiechem. znudzona podróżą, oparłam się łokciem o szybę, podziwiając widoki. prędkość z jaką prowadził auto była wręcz powalająca. - szybciej się nie da? - zapytałam, widząc na liczniku 70. nie odpowiedział, bacznie śledząc sytuację na ulicy. nagle przeciwnym pasem ktoś zaczął Nas wyprzedzać, a z Jego ust padło ciche: jedź, jedź. ja szybciej nie mogę, bo wiozę zbyt cenny skarb. [ yezoo ]
|
|
 |
kiedyś, gdy piłam, każda kolejka była za Twoje zdrowie. dziś każda kolejna jest za mój własny, prywatny uśmiech. / veriolla
|
|
 |
to smutne, a zarazem tak bardzo frustrujące - że poświęcałaś mu każdą wolną minutę swojego czasu. byłaś na każde Jego zawołanie, gdy było mu źle. martwiłaś się o Jego życie, mając gdzieś swoje własne. byłaś dla Niego zawsze, i wszędzie - a On odchodząc nie poświęcił Ci nawet dwóch minut, by wyjaśnić swoją decyzję. / veriolla
|
|
 |
tamten odwyk od uczucia i desperacko ukochanych przez zmysły detali tego człowieka trwał dwa lata. ani w jednym dniu tamtego okresu nie czułam się tak jak teraz.
|
|
 |
'no przestaaaań!'-darłam się na Niego,nie puszczając Jego rąk,gdy zaczął kłócić się z jakimś gościem.'puszczaj'-nalegał,dalej idąc w kierunku gościa,który kozaczył.nadal trzymałam Go za ręce,znudzona całą tą awanturą.'puść mnie,Żaklina, do cholery!'-odwórcił się w moją stronę,wrzeszcząc,już całkiem poważnie.zrobiłam swoją minę typu:'chyba Cię pojebało',łapiąc się jeszcze mocniej Jego rąk.gość,który Go wkurwiał nadal leciał z jakimiś marnymi tekstami, więc wkurzył się i ruszył w Jego stronę,ciągnąc mnie za sobą-zupełnie jakby mnie tam nie było.próbowałam hamować nogami,ale On był silniejszy.podszedł do gościa,po czym z całej siły przypierdolił mu w twarz ręką, którą ja nadal trzymałam. spojrzałam na Niego z niedowierzaniem.'no co?idziemy. do domu też będziesz się za mną ciągnąć?'-zapytał,nadal nie mogąc wyrwać się z mojego uścisku.ciągłam się za Nim całą drogę,marudząc pod nosem,że chyba nigdy nie uda mi się Go powstrzymać od czegokolwiek. || kissmsyhoes
|
|
 |
wkurza się niemiłosiernie, gdy rozłączam się w trakcie tego jak drże się na mnie. nienawidzi, gdy Go gryzę. krzyczy, gdy tylko pożyczę Jego bluzę, i uplamię. grzeje się do czerwoności podczas gdy wsiadam za kierownicę Jego cacka. przerzuca mnie w pół przez siebie i niesie do innego pokoju by mnie tam zamknąć, gdy marudzę. jest wiecznie na mnie zły, ma ochotę mnie zabić, poćwiartować i ugotować ze mnie zupę, ale i tak kocha mnie najmocniej na świecie, bo zawsze gdy Go biję, oddaje mi 'z miłości lżej', chociaż i tak mam wrażenie, że użył całej swojej siły, bo po każdym takim ciosie umieram zwijając się z bólu, i żałując, że w ogóle zaczynałam. || kissmsyhoes
|
|
 |
niech już się nie odzywa, nie podaje mi kolejnych argumentów co do tego, że tak będzie lepiej. niech nie powtarza jakim jest szczeniakiem, niech już mnie nie przeprasza. niech milczy. to niemożliwe, by przez miesiąc znajomości przywiązać się do kogoś na tyle, by sobie nie poradzić. oddycham; z książką o, bo jakby inaczej, miłości w ręku i torsjami żołądka podczas odszukiwania siebie we wszystkich wzmiankach o tęsknocie.
|
|
 |
dłońmi przez które podążają strużki krwi od zbierania szkła, odgarniam włosy z twarzy. podczas ostatniej rozmowy zaręczyłam mu, że dam radę. łzy w oczach tłumaczę bezradnością, bo znów coś potłukłam czy wylałam. fajtłapstwo, nie popękane serce.
|
|
 |
|
Czuję niechęć do siebie, przepraszam za wszystkie wady. Za to, że nie daje ciepła, za to, że nie daje rady.
|
|
|
|