|
Dzień 61. "Potrzebuję kogoś, kto kopnie mnie w dupę, wrzaśnie na mnie i ogarnie moje życie, tylko Ty możesz sobie z tym poradzić" - Milczałam przez chwilę. Kiedyś miałam w sobie taką siłę, że mogłabym. Dzisiaj nie już nie krzyczę. I nie mam siły. Nie chcę odbierać od Ciebie telefonów i dowiadywać się jak bardzo spadasz. Każda, nawet najlepsza "impreza" się kiedyś kończy i trzeba wrócić do domu. Masz jeszcze dokąd ? Jeżeli zrobisz cokolwiek żeby ratować siebie, nas - pomogę Ci. Będę... "Narazie" - odłożyłam słuchawkę.
|
|
|
Dzień 60. Nie poszłam na zajęcia. Gotowałam, kupiłam sobie bukiet tulipanów. Tańczyłam w samej bieliźnie. Śmiałam się. Śmieję się coraz więcej ostatnio. Odkąd zamknęłam Cię w małym pudełku i uświadomiłam sobie że mogę czasem tam zajrzeć. Wiesz, że coraz mniej chcę patrzeć. Odpisuję na Twoje wiadomości, ale nie mam już ciarek, nie śnisz mi się. Dzisiaj ktoś przyniósł mi kwiaty i śmiałam się. Dużo się ostatnio śmieję i tak bardzo szkoda, że nie możesz tego zobaczyć...
|
|
|
Dzień 58. Jesteś skrawkiem piekła wszytym głęboko w moje niebo...
|
|
|
Dzień 57. Każdy ma takie dni, że jest na "starcie", że "zawraca". To jego prawo i nikomu nie wolno się z tego śmiać. Bo dopóki chcesz żyć, cofnąć się, czy wrócić do początku, to nic innego nie ma znaczenia. Nawet jeżeli jest Ci wszystko jedno jakim tramwajem jedziesz bo wszędzie czeka Cię to samo. I nawet jeśli czasami wydaje Ci się, że nie będzie bardzo szkoda jeżeli zaśniesz i nigdy więcej się nie obudzisz - to masz prawo i nikomu nie wolno się z tego śmiać...
|
|
|
Dzień 55. Lubię ludzi. Ciebie lubię. Nauczyłam się walczyć i gdy walczę o tych, których kocham nie oglądam się na własne rany. Nie umiem też przestać Rozczarowałam się Tobą. Wszystko w Tobie, a co więcej, i we mnie mówi mi że nie warto. Bo wiesz kiedy walczę to do najgłębszych ran, ale kurwa, potem wylizuje je przy piosenkach z bajek Disneya i zasługuję by ktoś mnie kochał...
|
|
|
Dzień 53. Światłocienie. Powoli zaczynam widzieć kolory, a może tylko odcienie szarości. Cokolwiek się dzieje - dzisiaj jest lepiej. Za oknem pada śnieg, a ja się uśmiecham. Uśmiecham się. Stałeś mi się obojętny. Będziesz chciał przyjść - przyjdź. Nie walczę już sama ze sobą, z Tobą, ze światem. Stawiam chwiejne kroki i idę milimetrami do przodu.
|
|
|
Dzień 50. Czas płynie. Dzwoniłeś do mnie 4:20. O takich godzinach dzwoni się tylko po to żeby powiedzieć komuś jak bardzo się Go kocha, albo nienawidzi, albo jak bardzo życie zeszmaciło, albo że stoi się pod czyimiś drzwiami. 5 razy Twoje imię mrugnęło na moim wyświetlaczu. Wyciszyłam telefon. Nie mogę już...
|
|
|
Do it badly, do it slowly, do it fearfully, do it any way you have to, but do it.
|
|
|
Dzień 48. Coraz częściej mam dni, w których przejmuję się jakby mniej. Ignoruję świat - Ciebie, Matkę, rozpierdol emocjonalny. A potem przychodzą wieczory kiedy bujasz mnie na huśtawce emocjonalnej. Zawsze wtedy gdy zapominam. Kasuje Twój numer z pamięci telefonu, usuwam stare wiadomości, szepczę przed lustrem mantrę o tym jak "to już koniec". I nagle dzwonisz. Po drugim telefonie znowu wierzę, że "możemy", a Ty milkniesz... I tak huśtam się powoli, żeby nie spaść...
|
|
|
Dzień 46. Jest lepiej. Nie budzę się już w nocy. Wstaję rano. Żyję. Każdego dnia.Czasem mniej czasem bardziej...
|
|
|
Dzień 41. Mam 22 lata, siedzę oparta o ścianę z kubkiem herbaty. I nie umiem, po prostu nie potrafię odnaleźć momentu gdy moje życie przestało być moje. Nienawidzę siebie, świata, ludzi, tęsknie za jednym człowiekiem, a ta tęsknota przeżarła mi duszę. Dalej jestem tylko realizacją pragnień, i oczekiwań mojej matki. Wróciłam do domu, ale to już nie ja. Ona jest gwiazdą - błyszczy. A ja nadal jestem w jej cieniu. Przestałam walczyć. Schodzę jej z drogi. Zamykam się w swoim pokoju i już nawet nie chcę wierzyć że jest coś poza tym jednym pokojem, gdzie trzymam smutek.
|
|
|
Sport nauczył mnie inaczej patrzeć na świat. Cieszyć się z małych rzeczy i doceniać to co mam.
|
|
|
|