|
Dzień 83. Znowu uwierzyłam w słowa. Słowa są takie proste, tak naprawdę nie zobowiązują, a ludzie mówią to co chcemy usłyszeć. Kiedy przychodzi do tego aby coś zrobić, wtedy wszyscy milkną, głosy się wyciszają i samotność rozdziera...
|
|
|
Dzień 82. Był moją "pierwszą miłością na poważnie" taką, przez którą nie można oddychać. Niedawno z Facebooka dowiedziałam się, że się zaręczył. Julka - przeciętnej urody, ruda (lubił rude), uśmiechnięta, nawet niektórzy mówili, że jesteśmy podobne. Poczułam zazdrość, przecież to powinno być moje, mój pierścionek, narzeczony, ślub w perspektywie. Chciałam to mieć. Próbowałam przypisać to do niewłaściwego faceta, do W. I nagle stop. Przecież ja taka nie jestem: grzeczna, stateczna, naburmuszona i poważna. Stałam się taka dla idei. Nie potrzebuję związków, stabilizacji, pierścionków i perspektyw bo lubię jak W. łapał mnie za włosy, opierał o ścianę i jak paliliśmy blanta o wschodzie słońca. Nigdy nie będziemy razem bo spotkaliśmy się w złym czasie, zbyt pokaleczeni i kaleczymy się dalej. Ale tego właśnie chcę kłócić się z Nim i lądować u niego po imprezach i przyjeżdżać do Niego na rolkach. Bo choć nie jest taką miłością, że nie można oddychać - Jest haustem powietrza...
|
|
|
Dzień 81. Liczę na to, że w każdej minucie może się coś zmienić. Prawdopodobnie tak się nie stanie, ale może... i to jest magiczne.
|
|
|
Dzień 80. Myślisz że jedyną liczącą prawdą jest ta mierzalna, że nie liczą się intencję, serce, troska. Czyjegoś życia nie można jednak ocenić po ilość łez, które spadną po śmierci tej osoby - tego nie da się zmierzyć, ale to jeszcze nie znaczy, że nie są prawdziwe. Nawet jeśli się mylę, i tak jesteś nieszczęśliwy, Twoim życiowym celem było poświęcić się i nie dostać nic w zamian ? Nie wierzysz aby cokolwiek miało jakikolwiek cel. Nie myślisz nawet o tych, których ratujesz. Niszczysz jedyną dobrą rzecz w swoim życiu. Pozbawiasz ją znaczenia...
|
|
|
Dzień 76. Dziś czuję się samotna jakby bardziej. W święta ogólnie czuję się bardziej samotna, niż w zwykłe dni. Jakoś tak nigdy nie mam dokąd pójść, wszędzie mi "nieswojo". Czasami wierzę w Boga, a jeszcze częściej nie wierzę. Ale w Wielki Piątek ciszę słyszę jakby bardziej, jakoś tak ciemniej na świecie, jakby ktoś zabrał mi deskę ratunkową, odebrał ostatni oddech, zgasił światełko nadziei. Nie wierzę w zmartwychwstanie, wydaje mi się, że to tylko nieudolna próba pocieszenia po stracie. Bo gdybym wierzyła, życzyłabym sobie, w te święta abyśmy zmartwychwstali. Aby to wszystko co było skasowało się jakimś cudownym sposobem, oczyściło z grzechów, było nowe i jeszcze raz, abyśmy za rok znów mogli zmartwychwstać...
|
|
|
Dzień 75.
Chyba chciałam żebyś przyszedł, chyba chciałam żebyśmy spróbowali jeszcze raz,chyba chciałam...
|
|
|
Dzień 73. Nie umiem być sama. Boję się. Wszędzie tam gdzie wydarzyło się coś ważnego w moim życiu byłam już sama. Dzisiaj w pustym mieszkaniu włączam radio, telewizor, światła w każdym pokoju. Próbuję czymś zająć myśli, ale ta jedna - przyjedź, bądź, chcę, mam siłę, damy radę - nie cichnie. Piszę, pracuję, patrzę na telefon tak bardzo chcę, a tak bardzo nie powinnam...
|
|
|
Pewne gesty czynią różnicę. Nie oceniaj mnie swoimi kryteriami jeśli jesteś pełen strachu przed wyimaginowanymi konsekwencjami.
|
|
|
Dzień 72. Odwróciłam się. Idę w swoją stronę. Biegnę, uciekam raczej byle szybko. Byle już. Mimo, że sama odeszłam, że to moja decyzja i jej konsekwencję, Boję się widma przeszłości. Twojego cienia. Tego, że jeszcze mnie zabolisz..
|
|
|
Dzień 68. Stałam pod prysznicem. Gorące krople spadały mi na twarz. "Idiotko" pomyślałam. Przecież tyle czasu rozpaczałam, że odwrócił się, że to wszystko się nie składa. A teraz gdy prosił o pomoc, potrzebował kogoś kto postawia Go do pionu... Zrobiłam to co potrafię najlepiej. Rozłączyłam się. Wyłączyłam telefon. Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam się w życie tak, żeby uciec od tematu jak najdalej. Kiedy się boję uciekam.
|
|
|
Dzień 66. Wstyd mi. Wstyd mi za ostatnie pół roku mojego życia. Brodziłam w bagnie smutku, rozczarowania i rozpaczy. Chlapałam się w błocie i nawet gdy zbliżałam się do suchego brzegu z powrotem rzucałam się w odmęt. Cierpienie jest łatwiejsze, łatwiej zwinąć się pod kołdrą w łóżku, przestać liczyć się ze światem i płakać niż stanąć przed lustrem i się uśmiechnąć. Powiedzieć "lubię Się". Wyjść poza pokój smutków i nadal się śmiać. Powiedzieć "Lubię Cię".
|
|
|
Dzień 65. Zaczęłam wiosenne porządki. Powoli kończę ten etap. Nie możesz mnie za to obwiniać. Nie chciałeś być ze mną. Sam już nie wiesz, czy potrzebujesz kogoś na kim podciągniesz się w górę czy kogoś kogo ściągniesz w dół. Powoli jestem na innym etapie. Czasem jeszcze jak zasypiam, odruchowo wyciągam rękę aby Cię dotknąć i dociera do mnie coraz bardziej jak to wszystko się skończyło. Nie zatrzymuję wspomnień. Pozwalam im unosić się w ciemnym pokoju, aby mogły w końcu odpłynąć. Zawsze kawałek świata i czasu będzie nasz, trochę uśmiechu i łez. Tylko to już koniec. Dobiegliśmy końca. Roztrzaskaliśmy się o skały, tonęliśmy, a teraz został tylko ocean. Cisza.
|
|
|
|