 |
|
czasem wydaje mi się, że Ty po prostu nie chcesz słyszeć. nie chcesz wiedzieć, co czuję.
|
|
 |
|
lubię ją. nasze noce 'rozmowy'. potrafi mnie niebywale dobrze słuchać, nie przerywać. milczeć, po prostu być. ze spokojem przyjmuje moje łzy. możemy przebywać ze sobą non stop, dwadzieścia cztery godziny na dobę. słuchamy razem rapu, oglądamy różnorakie filmy, nawet przy rozmowach z moimi rodzicami jesteśmy razem. nie znoszę jej tylko w jednym momencie - kiedy nie chce wejść w poszewkę.
|
|
 |
|
to takie złe, tak? nie mogę Cię kochać?
|
|
 |
|
mam do siebie na tyle szacunku, żeby nie klękać przed pierwszym lepszym poznanym facetem, niedzielne wieczory spędzam z podręcznikiem w ręku, nie robię masowego śniadania, w dni robocze zawsze rano pilnie sprawdzam czas, starając się nie spóźnić do szkoły, zazwyczaj odrabiam prace domowe, mam mało wolnego czasu, nad czym ubolewam niesamowicie, lubię się obrażać, nie piję dużo, palę okazjonalnie. z Twojego punktu widzenia na pewno nie jestem osobą idealną. ale wiesz? wydaje mi się, że mógłbyś mnie kochać. zamknąć bezpiecznie w swoim sercu.
|
|
 |
|
lubił być tym wygranym. to On dominował w bitwach na poduszki, nie ja. to On wymigiwał się od robienia śniadania, nie ja. to On wrzucał mnie w śnieg, nie ja Jego. to On złamał mi serce, nie ja Jemu.
|
|
 |
|
wybacz, że po roku niewidzenia Cię byłam zdolna tylko do przepełnionego ironią 'miło Cię znów zobaczyć'.
|
|
 |
|
był kłamcą - przyrzekał, że mnie nigdy nie zrani. był złodziejem - ukradł mi serce. był mordercą - zabił naszą miłość.
|
|
 |
|
stałam z grupką kumpli przed moim domem, po wspólnie spędzonym wieczorze. Ty też tam byłeś. zmęczona, ziewając chyba tysiączny raz, w końcu spojrzałam na wszystkich zgromadzonych błagalnym wzrokiem. - chłopaki, jeezusie, ja chcę spać. jutro się zgadamy. - rzuciłam w końcu, kierując się ku furtce. - a buziaka? - dobiegł mnie Twój głos. odwróciłam się energicznie i podeszłam do Ciebie. stanęłam na palcach zbliżając wargi do Twojego ucha. - jak byłam mała to dawałam, teraz się pierdol. - rzuciłam oschle, po czym poszłam do domu.
|
|
 |
|
czasem chciałabym, żebyś zaprosił mnie do swojego łóżka. do swojego serca. i do swojego życia, też.
|
|
 |
|
mam cholerny burdel na łóżku, i zero sił, aby go ogarnąć. przyjmiesz mnie pod swoją kołderkę?
|
|
 |
|
wiatr niemiłosiernie szalał za oknem, krople deszczu uderzały non stop o dach. nie mogłam zasnąć, za cholerę. leżałam z zamkniętymi oczami nie chcąc patrzeć, jak w jednej chwili w pokoju robi się biało od błysków. nagle wszystkie te monotonne odgłosy przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. zerwałam się szybko i pobiegłam chcąc sprawdzić kto jest kretynem do tego stopnia, żeby chodzić po dworze w taką pogodę. otworzyłam drzwi i ujrzałam Jego na tle szalejącej burzy. przyglądałam Mu się, próbując odgadnąć czy aby na pewno nie oszalał. spojrzał na mnie tym swoim kocim spojrzeniem. - wbrew wszystkiemu co kiedyś powiedziałem, ja za Tobą tęsknię, kurwa. - wyznał słabym głosem.
|
|
 |
|
Jego problemy są moimi. czuję Jego ból, zawsze kiedy cierpi.
|
|
|
|