 |
|
A co będzie jak wsiądziesz na rower? Będą trzy pedały?
|
|
 |
|
skoro pijemy za błędy.. to Twoje zdrowie, skarbie.
|
|
 |
|
śmieszy mnie to, że uważasz się za milion razy lepszą niż jesteś. na szczęście milion razy zero i tak daje zero.
|
|
 |
|
Pytasz czy żałuję? Żałować można zjedzenia czekolady w drugim tygodniu diety. A ja? Ja kurwa nie mogę tego przeboleć.
|
|
 |
|
tamtej nocy przyszedł zupełnie trzeźwy, a mijając mnie w progu, ruszył na piętro. przez dobre pół godziny zagadywał mnie byle czym, pieprzył głupoty. w końcu podszedł do okna i zastygł na moment. podeszłam, na co łzy w Jego oczach zabłysnęły blaskiem księżyca: 'już miałem brać do pyska czystą. poczułem, że Cię tracę'.
|
|
 |
|
szarpnęłam Ją za ramiona. - kurwa, dlaczego On?! właśnie On? nie żaden inny, nie obcy mi koleś, czy nawet któryś inny z tych ważniejszych dla mnie... - zaczęłam wymieniać kolejne imiona, część gości, którzy przyszli mi na myśl. - czemu On?! na zawsze, ta? na zawsze razem, zaufanie, wierność, i my, na pierwszym miejscu. nie faceci. pamiętasz to? - zniżałam już głos, którego drżenie się nasilało. po policzkach popłynęły pierwsze łzy. - pamiętam. - odparła mi głucho, z nieobecnym spojrzeniem. lecz tej jednej nocy zapomniała, chuj, że przez alkohol i mocniejsze środki, nie ogarniała sytuacji. patrzyłam na Jej brzuch z wizją, że zakiełkowało tam Jej dziecko. Jej i faceta, który teraz był tym, najważniejszym, już niewyłącznie dla mnie.
|
|
 |
|
ta, wcale nie robię już listy tego, co chcę dostać na gwiazdkę i no, w ogóle, nie ustawiam poszczególnych pozycji pomiędzy rodziców, ciotki, wujków, dziadków.
|
|
 |
|
dopalał fajkę, więc wstał mimowolnie i strzepał piasek z jeansów. - kiedy zobaczyłem Cię tu pierwszy raz, z tamtą kuzynką, uśmiechniętą, tak cudowną, wiesz co pomyślałem? że się zabawię. kurewsko. zabawię się Tobą, po czym odejdę. - zaśmiał się. - wydawałaś mi się zupełnie nieszkodliwa. delikatna. do zranienia. - mruknął posyłając mi uśmiech, po czym nachylił się i musnął moje wargi. - um, miło wiedzieć. - rzuciłam w odpowiedzi niechętnie naciągając mocniej bluzę na dłonie. pomógł mi wstać. - jak się okazało, podstępna żmija z Ciebie. ukradłaś mi serce, głupku. - wyznał obejmując mnie ramieniem, na co mocniej do Niego przylgnęłam. pociągnął mnie w stronę powrotną. - jak chcesz to Ci oddam. - spojrzał na mnie z góry. - cudnie mi tak, wiesz.
|
|
 |
|
Tylko my byliśmy tak zajebiści, by tańczyć do szybkiej piosenki wolnego./retrospekcyjna
|
|
 |
|
trzymam się, choć wciąż przesiaduję po kilka godzin pod drzwiami nasłuchując Jego powrotu. wieczorem sprawdzam komórkę, wiadomości, połączenia, cokolwiek, szukam odznak życia. przeglądam wspólne zdjęcia, zarzucam w głośnikach nasze ulubione bity. co sobotę bezczynnie siedzę opierając się po łóżko, w Jego koszulce. wypalam fajkę, odpalając kolejną. destrukcja uczuć, koniec wariackich popisów serca.
|
|
 |
|
walenie w drzwi budzące ją jeszcze przed świtem. jego zachlany głos krzyczący, żeby go wpuściła. ale nie mogła. wrzeszczał, że wie, że tam jest, żeby się obudziła, bo jej potrzebuje. przez noc zmienił zdanie. jeszcze wczoraj twierdził, ze jej nie chce, kazał jej się odpierdolić. chciał już tylko pójść do baru i nachlać się, jak codziennie. i wyszedł, mimo, że wiedział jakie będą konsekwencje. "jeśli teraz wyjdziesz, to już nie wracaj" to były jej ostatnie słowa, przed trzaskiem zamykanych za nim drzwi. a teraz o te same drzwi opierała się, siedząc w jego ulubionej koszulce, z potarganymi włosami i rozmazanym makijażem. a zza pleców dobiegał przepity głos. i jego pijackie obietnice, że to ostatni raz, że już jej nie skrzywdzi. a potem rozpaczliwy płacz, że naprawdę nie da bez niej rady. to samo, co codziennie o pierdolonej czwartej nad ranem. / smacker_
|
|
|
|