walenie w drzwi budzące ją jeszcze przed świtem. jego zachlany głos krzyczący, żeby go wpuściła. ale nie mogła. wrzeszczał, że wie, że tam jest, żeby się obudziła, bo jej potrzebuje. przez noc zmienił zdanie. jeszcze wczoraj twierdził, ze jej nie chce, kazał jej się odpierdolić. chciał już tylko pójść do baru i nachlać się, jak codziennie. i wyszedł, mimo, że wiedział jakie będą konsekwencje. "jeśli teraz wyjdziesz, to już nie wracaj" to były jej ostatnie słowa, przed trzaskiem zamykanych za nim drzwi. a teraz o te same drzwi opierała się, siedząc w jego ulubionej koszulce, z potarganymi włosami i rozmazanym makijażem. a zza pleców dobiegał przepity głos. i jego pijackie obietnice, że to ostatni raz, że już jej nie skrzywdzi. a potem rozpaczliwy płacz, że naprawdę nie da bez niej rady. to samo, co codziennie o pierdolonej czwartej nad ranem. / smacker_
|