 |
absurdalne marzenia są dla mnie stylem życia od dnia, kiedy mnie opuściłeś. od teraz odliczam sekundy biegnąc wciąż, z nadzieją, że kiedyś Cię dogonię.
|
|
 |
trzęsąc się z zimna, umierając z tęsknoty, zastygając we własnych kroplach łez, w wannie wypełnionej krwią z mojego serca, zanurzona po samą szyję we wstydzie i poniżeniu przeżyłam dni pozbawione twojego zapachu.
|
|
 |
nigdy nie umiałam przyznać się do błędu, nigdy nie umiałam wypowiedzieć najprostszego, a zarazem tak głebokiego słowa "przepraszam". byłam zawsze osobą, która unikała kontaktu z drugim człowiekiem, bałam się tego, że będę kiedyś niemiłosiernie cierpiała, że będę wylewać tony łez, miałam wrażenie, że jeśli ktoś mnie zrani, to żadna osoba nie będzie wstanie mnie odratować, że zagubię się we własnej świadomości, szukając odpowiedzi na wiele pytań. to mnie przerastało. do czasu. kiedyś to spotkałam pewną starą panią, która przysiadła się do mnie na ławce w parku, spojrzała mi w oczy i powiedziała: "nie bój się kochaniutka, musisz najpierw zasmakować cierpienia, a później możesz mówić, że jesteś naprawdę szczęśliwa".
|
|
 |
połknęłam twoją duszę, zamknęłam ją szczelnie w swoim sercu, tym samym patrząc jak umierasz powoli tracąc zmysły. nie ukrywam - planowałam to od dawna. komiczne, a takie dramatyczne zakończenie życia. a teraz, proszę państwa, śmiech na sali. śmiejmy mu się w twarz, temu skurwielowi nie należy sie nic więcej.
|
|
 |
zegar wybił już godzinę 23:00, a ona wciąż siedziała na parapecie wpatrując się w mrok panujący na jej ulicy. zawsze miała nadzieję, że wyłoni się z niej potwór o niebezpiecznie czarnych ślepiach, który porwie ją i pożre. miała zbyt wybujałą wyobraźnię. ale lubiła ją. to ona pozwala jej myśleć całymi dniami o tobie, wyobrażać wspólne spacery o zachodzie słońca, dojrzałe lata małżeństwa, wychowywania dzieci, lat, kiedy przychodzi starość i przesiadywanie na werandzie małego domku nad jeziorem. marzyła, bo to lubiła. była niczym Piotruś Pan w damskim wydaniu.
|
|
 |
nie sztuką jest zaakceptować rzeczywistość, lecz nauczyć się w niej żyć nie mając pretensji do samego Boga.
|
|
 |
nie uciekaj przed miłością, to zupełnie tak, jakbyś chował się przed własnym cieniem.
|
|
 |
Panie, gdybym zgrzeszyła, napomnij mnie, gdybym zraniła, skarć mnie, gdybym bluźniła, nakrzycz, gdybym nie wysłuchała rodziców, powiedz mi, jak mam czynić, gdybym spowodowała czyjąś śmierć - zabierz mi moje tchnienie życia. w imię starej zasady: oko za oko, ząb za ząb.
|
|
 |
kiedyś tlen był najważniejszym składnikiem powietrza, dziś jest nim dym, wypełniony nikotyną.
|
|
 |
nie spojrzę Ci w oczy, boję się w nie patrzeć, widząc w nich nagie oblicze śmierci, która owładnęła twoją bezbronną podświadomością, kierując twoim życiem, jak swoim własnym. ale śmierć nie daje życia, ona je brutalnie odbiera. ty oddałeś się jej dobrowolnie, bez walki. stchórzyłeś, zwyczajnie, naturalnie, po ludzku stchórzyłeś.
|
|
 |
są tacy ludzie, którzy niczym feniks, rodzą się, by nieść pomoc innym, by swoimi łzami uleczać rany, nie zwracając uwagi na własne wewnętrzne cierpienie, a kiedy myślimy, że zostaną z nami na zawsze - pożera ich płomień śmierci, odchodzą, by na nowo dać początek kolejnej osobie, o tak ciepłym sercu, jak oni.
|
|
 |
choć jeden dzień w całym życiu być obojętnym na wszystko, na każde uczucie, na każdą istotę ludzką, na każdą chwilę zmieniającą dotychczasowy czas, na każdą łzę i każdy uśmiech, stać się tylko zwyczajnym, pospolitym człowiekiem bez skaz.
|
|
|
|