 |
umierała. umierała chcąc pożegnać ten irracjonalny świat, który wywoływał w niej jedynie skrajne emocje, nazywane płaczem i strachem. na tyle przerażającym, że potrafił skruptulatnie przeszyć ją od środka, pozostawiając abstrakcyjne uczucie. silniejsze od fizycznego bólu. obrzydliwie niszczące jej wnętrze. wyżerające jej wnętrzności w sposób chory, straszny, sprawiający cierpienie równe bólowi całego świata. łączące każdą z łez wylanych na ziemi, każdy krzyk rozpaczy, rozdzierający usta, tłumiący błagania o pomoc, której nikt nie był w stanie, nawet sobie wyimaginować, o jej udzieleniu, chęci udzielenia - nie wspominając. pozostawiona sama sobie, pragnęła śmierci, której nie potrafiła zaznać. która była jedynym racjonalnym rozwiązaniem. ukracającym jej cierpienia. umrzeć jest łatwo, żyć znacznie trudniej.
|
|
 |
pomimo wszystko, pomimo tego co było, pomimo kłótni, nieporozumień, łez, złości, kocham ją, bo tylko ona, będzie zawsze przy mnie. Selah Sue - Mommy. dziękuję mamo.
|
|
 |
|
pamiętam pierwsze nasze spotkanie, pierwszą rozmowę na gadu-gadu, dzień w którym pierwszy raz się przytuliłyśmy, kiedy poszłyśmy na pierwszą sesję. pamiętam też jak pierwszy raz wszystko spierdoliłam. teraz chciałabym cofnąć czas, żeby było tak jak dawniej. chciałabym uratować naszą przyjaźń i być dalej kimś ważnym w Twoim życiu.
|
|
 |
wstałam rano jak co dzień. spojrzałam w lustro z rutynowym "o kurwa" i poszłam się ogarnąć. poranna kawa już czekała na mnie na dole. jej aromatyczny zapach przywiódł mnie i zatopiłam swoje świeżo pomalowane usta w tym jakże zbawiennym narkotyku. ślad czerwonej szminki jak zwykle pozostał na ulubionym kubku ze Spongebobem. spojrzałam ostatni raz w lustro poprawiając starannie zrobiony makijaż. wyszłam z domu z nadzieją, że nic nieoczekiwanego nie wydarzy mi się w drodze do szkoły. jednak potknęłam się o własny los. do szkoły dotarłam obdarta z ludzkiej godności - rozmazany makijaż, pozostałości łez na czubkach palców, ulatujący dym papierosowy, obdarte kolana i łokcie. takie są skutki tego, że twoje cholernie brudne serce każe ci spotykać mnie na tej drodze, którą przeklinam od dnia, kiedy pierwszy raz wypowiedziałeś moje imię.
|
|
 |
otrułam się własnymi łzami, niczym trucizną, a wszystko przez twoją toksycznie sztuczną miłość, emanującą kłamstwem i zdradą.
|
|
 |
wieczność jest nieosiągalna, a jednak taka nam bliska. miłość wieczna, a jednak tak krótka. przyjaźń nierozerwalna, a jednak tak nietrwała. czy istnieje na świecie coś, co jest zawsze, co będzie zawsze? ból, smutek, rozpacz, cierpienie - kiedy tracisz kogoś bliskiego, lub sam chcesz odejść do wieczności, kiedy ukochany zostawia Cię samą sobie, lub kiedy uporczywie szukasz tego jedynego, kiedy wystawia Cię najlepszy przyjaciel, lub kiedy cierpisz wraz z nim. te jedyne uczucia są zawsze z nami.
|
|
 |
drżącymi wciąż rękoma trzymałam ostatek jointa. na haju zawsze czułam się lepiej. nie myślałam wtedy o tobie, o tym jak ranisz moją zmarnowaną duszę, jak niszczysz mnie wewnętrznie i zewnętrznie, brutalnie zadajesz kolejne ciosy, powodujące wymarcie mojego organizmu. brudne łzy spływają mi na moje nagie ciało. kolejny łyk Jacka Daniellsa, i mogę znów normalnie funkcjonować, zapomnieć o tobie, zapomnieć o nas, zapomnieć o rzeczywistości. na haju wszystko wydaje się łatwiejsze.
|
|
 |
bezwładne ręce próbowały uchwycić moment, w którym pocałowałeś mnie po raz pierwszy, chciałam złapać to wspomnienie, które teraz ulatywało z mojej głowy, niczym dym papierosowy po każdym moim zaciągnięciu się. niemy krzyk wołał twoje imię z nadzieją, że usłyszysz moje wołanie i wrócisz, wyciągniesz dłoń i podniesiesz mnie, wyciągniesz ze szponów rozpaczy. miałam nadzieję, że krztusząc się łzami, usłyszysz mój skowyt i ten ból, rozdzierający mnie, dotrze do ciebie. chciałam, żebyś pamiętał, że byłam, że cierpię. i jeśli nie chciałeś wrócić, chciałam, żebyś cierpiał razem ze mną. nie dam ci zapomnieć.
|
|
 |
boli mnie serce, tak bardzo, że czuję jakby ktoś wbijał w nie igły. to znów wspomnienia, które mnie dopadły. to one powodują, że moje serca umiera. to one sprawiają, że codziennie osuwam się po ścianie, w ręku trzymając już prawie skończoną butelkę Jacka Daniellsa. to one sprawiają, że z dnia na dzień staję się słabsza. właśnie te wspomniania które kiedyś myślałam, że są piękne, dziś są brututalne i codziennie zabijają mnie na nowo.
|
|
|
|