 |
Na psychice blizny, na duszy rany, nie ufa mi, a ja nigdy bym jej nie skrzywdził. Kocham ją, zawsze będę. Będę przy niej, kiedyś mi zaufa. [30 sierpień]
|
|
 |
Wszedłem w ciemną uliczkę,robiłem to wiele razy,kolejna noc i kolejny złoczyńca,idzie za kobietą,chce ją skrzywdzić.Przyśpieszam kroku,spoglądam na dłoń bandyty i widzę ostrze.Mrużę oczy i mówię przyciszonym głosem tak,żeby ona nie usłyszała-Zostaw ją zboczeńcu-mężczyzna gwałtownie się odwraca a kobieta oddala niczego nieświadoma,uśmiecham się lekko,jest pewny siebie-myślę.Podchodzę a on podnosi nóż.Uderzam z szybkością błyskawicy w jego kolano,które łamie się z lekkim trzaskiem, a on z krzykiem upada na ziemię otwierając szeroko oczy-Proszę nie-mówi a ja tylko się uśmiecham i pluję na niego.-Ścierwo, zawsze tacy sami,może i nie jestem lepszy niż ty,bo zabijam ludzi,ale przynajmniej je ratuję.Dociskam stopą jego dłoń tak,że nóż wypada mu z dłoni.Nachylam się i biorę go w dłoń.Widzę strach w jego oczach,widać i czuć.Empatia zawsze w tym pomaga.Widzę w jego oczach strach skrzywdzonych kobiet.Krzywię się.Zabijam go jednym pchnięciem w serce.Wychodzę z uliczki zdejmując rękawiczki...
|
|
 |
Usiłował wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo w odpowiedzi na tę informację, zamiast tego rzucił telefonem o ścianę i upadł na kolana. Z jego oczu nawet nie popłynęły łzy. Wszystko wirowało. Stało się nierzeczywiste. Złapał się za głowę i zaczął nią potrząsać. Ból, ogrom bólu, który poczuł łamał mu serce, serce i tym samym duszę. Chcąc odwrócić uwagę od tego bólu uderzył w podłogę tak mocno, że panel popękał, ale on sam nic nie poczuł, jego dłoń krwawiła, jego dusza umierała. Otwarły się drzwi do jego pokoju i wpadła mama z krzykiem - Co Ty... - On tylko szlochał, nie mógł już powstrzymywać łez. Mama podbiegła i przytuliła go jak małe dziecko. Wszystko się zmieniło. Ona...ona...ona nie żyje mamo, ona nie żyje...
|
|
 |
Mój dobry humor pojawia się i znika niczym morska bryza,
|
|
 |
Ostatnio rzadko się uśmiecham.
|
|
 |
Jak każdej nocy stał obok i patrzał na jej łzy. Chciał dotknąć jej policzka ale tylko duchem był. Usiłował jej powiedzieć, że ma żyć, że musi być, że kocha ją, że widzi i jest cały czas. Poczuł ból, zawsze tak było, kiedy ją boli, jego też - jak żyłem też tak było - pomyślał. Położyła się na łóżku i zwinęła w kłębek a on jak zwykle kleknął przy jej łóżku i nucił wolną uspokajającą melodię wiedząc, że i tak go nie słyszy. W pokoju był bałagan, wszędzie walały się książki i kartki. Na biurku i parapecie zaschnięta krew mówiła mu, że ona sprawia sobie ból, tak bardzo cierpi. Po jego twarzy popłynęły łzy i z zaskoczeniem stwierdził, że dusza też potrafi płakać, bardziej ludzko niż by przypuszczał. Przyłożył dłoń do jej policzka i złożył delikatny pocałunek. Przepraszam - szepnął tylko raz a ona skrzywiła się przez sen jakby go usłyszała.
|
|
|
|