 |
piję już czwartą butelkę wody niegazowanej. mam tak potężnego kaca, że umieram. a wszystko za sprawą wczorajszego telefonu o 22:30: ' pijemy?'. już nigdy nie odpowiem: ' no pewnie, zaraz będę'. moja głowa tego nie wytrzyma, fuck. || kissmyshoes
|
|
 |
codziennie słyszę jak złą i beznadziejną córką jestem. codziennie wmawiają mi, że nie dam rady - a ja z każdym dniem coraz bardziej obalam ich tezę, pokazując na co mnie stać. codziennie mówią mi: ' do niczego w zyciu nie dojdziesz ' - a ja wiem, że będą ze mnie ludzie. codziennie próbują mi podciąć skrzydła, a ja dzięki temu wzbijam się ku górze. || kissmyshoes
|
|
 |
jechaliśmy nocnym na sąsiednią dzielnicę.droga była dość długa,więc zajęliśmy się rozmową. oparta o Jego ramię siedziałam na tyle prawie pustego autobusu. nagle z nikąd,walnęłam tekstem:'kocham spontany'. spojrzał na mnie dziwnie,po czym na Jego twarzy pojawił się uśmiech.'a lubisz szybko biegać? '-zapytał. wiedziałam już , że coś knuje. wstał z siedzenia,po czym podszedł do szyby i wyjął znajdujący się obok niej młotek. z całej siły przyjebał w szybę,tak,że ta pękła,po czym w połowie wyleciała.nie zdążyłam nawet otworzyć buzi ze zdziwienia, gdy złapał mnie za rękę,awaryjnie otworzył drzwi i wybiegł z autobusu.słyszałam tylko krzyk kierowcy,i czułam łapiącą mnie kolkę.po około czterech minutach biegu zatrzymałam się,bo nie mogłam ze śmiechu.'jesteś nienormalny'-krzyknęłam,ledwie dysząc.'no co ,chciałaś spontana, to masz '-powiedział, po czym mocno mnie przytulił. kolejne pół godziny spędziłam maszerując z racji iż mieliśmy jeszcze do przejechania około pięciu przystanków.|| kissmyshoes
|
|
 |
przyszliśmy na grób Jego przyjaciela.na ławce siedziała Jego matka.przywitaliśmy się,a po chwili Damiana wzrok utkwił w zdjęciu człowieka,który był dla Niego jak brat.stał,modląc się.kobieta, która siedziała na ławce podniosła się,i łapiąc Damiana pod rękę ze łzami w oczach spytała: 'Damciu,dlaczego? byliście jak bracia '.milczałam-widziałam smutek rysujący się na Jego twarzy.'nie wiem dlaczego.wiem jedno,to ja powinienem tu leżeć,nie On'-powiedział,po czym pożegnał się,wziął mnie za rękę i udał się w kierunku bramy.nie odzywałam się nic-widziałam jak gubi się we własnych myślach,jak zżerają Go wyrzuty sumienia.'powinno mnie tu nie być,rozumiesz?kurwa,czemu On'-wydukał,zalewając się łzami jak dziecko.kucnął,zapalając fajkę i patrząc w ziemię.przytuliłam Go najmocniej jak mogłam,po czym cicho dodałam:'na pewno chciałby abyś wykorzystał jak najlepiej to życie'.spojrzał na mnie, podniósł się i dodał:'gdyby nie Ty,obchodził bym to święto razem z Nim,tam na górze'.||kissmyshoes
|
|
 |
|
Znowu bluzgam, twoje ciało pnie się w bolesnych konwulsjach.
|
|
 |
Wybija 18-sta - nie przestajesz być smutny, już dwie godziny później płyniesz oceanem wódki. ~ceha.
|
|
|
|