 |
|
nie chciała nowej miłości. odpuściła sobie szczęście, które kiedyś, ktoś obiecał jej na wieczność.
|
|
 |
|
ciągle stamtąd dobiega mój głos pełen prostego pragnienia szczęścia
|
|
 |
|
problem w tym, że nie mam Ciebie, ale kto by tam się przejął
|
|
 |
|
ciekawe jak spojrzymy na siebie po paru latach? może weźmiemy koc i pójdziemy na dach, nie myśląc wtedy o naszych wspólnych wadach, osłodzi nam usta ciepła czekolada
|
|
 |
|
bez snów wiem, że noc może być spokojna, wiem, gdy nie mogę zasnąć, wiem mogę dobić do dna,
wiem mogę skonać i zabrać ta samotność ze mną - czasem myślę, czas dorosnąć albo czas się cofnąć w ciemność
|
|
 |
|
my stoimy bezradni jakby obok, jakby razem bez zbędnych słów znamy prawdę
|
|
 |
|
chce wrzucić niższy bieg, odrzucić presję, chcę wziąć wdech, a gdy go wezmę, potem wziąć Cię gdzieś, gdzie pachnie deszczem, lecz nie pada..
|
|
 |
|
sedno tkwi w jednej chwili
|
|
 |
|
iskra nadziei się tli choć nie dostrzegam słońca, prawdziwa miłość - nie, nie umiera do końca
|
|
 |
|
Tu jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, pamiętasz jak w potrzebie zostawiłeś ziomka swojego?
|
|
 |
|
Nigdy nie urodzi się lekarz, który byłby w stanie mi pomóc. Żaden kardiochirurg nie wyjmie z serca raniących kawałków połamanych marzeń, tak samo jak żaden neurochirurg nie uciszy żądlących wspomnień. Dermatolog nie przepisze maści, po użyciu której zbledną moje blizny. To nie takie blizny. Okulista nie wyjmie z oczu obrazów, które widziały. Laryngolog nie wyczyści gardła ze słów, które przez nie przeszły. I żaden lekarz nigdy nie przeprowadzi transfuzji krwi tak, żeby pozbyć się z mojego ciała trucizny, która mnie zabija.
|
|
 |
|
gubiąc łzy w strugach deszczu..
|
|
|
|