 |
|
właściwie nie boje się nieznanego. tylko trochę szkoda mi tracić to, co znam
|
|
 |
|
szczerość to drogi dar. nie oczekuj jej od tanich ludzi
|
|
 |
|
"przekonana była o swojej wartości jak cholera. nic nie było w stanie sprawić, że zmieni zdanie. i to wkurwiało strasznie. wkurwiało, bo ona nie dawała się w żaden sposób sprowokować. nie dała się w żaden sposób zbajerować. przekonać do czegokolwiek, jeśli sama w to nie wierzyła. była wierna swoim zasadom. szła swoją drogą. z nikim nie rywalizowała. do nikogo się nie porównywała. nie zazdrościła. miała w tęczówkach ten błysk arystokracji. jej krwiobieg wypełniała duma. była trochę jak towar z najwyższej półki, po który nie każdy da rade sięgnąć. nawet biorąc drabinę nie dało się jej ściągnąć z tych pieprzonych obłoków"
|
|
 |
|
Nigdy nie zwinę Ci żagli, kapitan wysiada ostatni, ta burza nie miała zatopić nam łajby, miała nas sprawdzić.
|
|
 |
|
Lepiej powiedz co kochasz, jestem słaby w smalltalk'ach.
|
|
 |
|
Jedyne co wiem na sto procent, że tamta dziewczyna to same kłopoty.
|
|
 |
|
Byliśmy młodzi i piękni, a teraz co, tacy dorośli?
|
|
 |
|
Daj mi się wpisać do jej złotych myśli, bo mam ich tyle, że nie śnisz.
|
|
 |
|
Mieliśmy tazosy i żółte simensy, byliśmy młodzi i piękni, jedliśmy nic, albo mało, z domu wyganiała nas piłka i błękit.
|
|
 |
|
Patrzy spokojna, chłodna, bo jest do tornad zdolna.
|
|
 |
|
Nie wiem co za klub to, tłok, lufa za lufą, krok w tył i pół w bok, sport, oblewam się wódką, shot, ona szarpie moją kurtką, blond włosy spięte gumką, złość, stop, odpycham ją mówiąc: dość, idziesz albo koniec - krzyczy, ja ledwo stoję, spity śmieję się do niej, słyszysz, rzuca we mnie szkopek łychy, jak gaszony płomień syczy i znika jak w piątek dychy.
|
|
 |
|
To co mieliśmy rozszarpane na pół.
|
|
|
|