|
zamknę oczy
i będę myślała,
że jutra nie będzie.
po cóż budzić tęsknotę.
|
|
|
w oddechu bez słów,
myśli lękliwe,
niepewność o fałszywym uśmiechu,
zagląda przez ramię.
|
|
|
nauczył się czytać moje milczenie. bez słów poznaje, co niewypowiedziane. nie patrząc, zauważa.
|
|
|
jest dumna,
że może kochać.
lecz nigdy,
nie będzie żebrać
o miłość.
|
|
|
pod skórą milczenia
słowa pulsują
buntem zmysłów
trzymanych w niewoli
|
|
|
tulę myśl o tobie,
i jesteś tak blisko,
jak oddech w pocałunku .
|
|
|
szelestem przemijania, tulę myśl o tobie,
i jesteś tak blisko,
jak oddech w pocałunku .
|
|
|
zabłąkana samotność,
prosi niebiosa
o ciepły dotyk dłoni,
nim ostatnia zapałka
nadziei zgaśnie.
|
|
|
nie bądźmy więźniami
tego co boli
|
|
|
milczysz jakby ciszy
brakowało powietrza
|
|
|
w monologu wspomnień,
zdania urwane odchodzą.
dogasa milczący płomień ust,
inny już blask,
odbija z tamtych dni,
tylko garść tęsknot,
z wiatrem gdzieś gna,
może jeszcze,
albo tylko mimowolnie,
zawieje twoim rytmem.
|
|
|
dziś więcej słów niż uczuć,
po zmroku,
ironią szydzą tajemnie,
niemodna jest miłość,
czysta i biała,
jak płatki rumianków,
zły czy dobry los,
wszystko tylko na chwilę,
w odezwie krzyk daleki od ust,
co Bóg złączył,
wystawione na licytację,
na pożegnanie,
byliśmy,
i nic więcej.
|
|
|
|