|
nie czekałam na to, nie byłam przygotowana. ale tak pięknie jest móc o kimś myśleć przed snem.
|
|
|
nie jestem w stanie zignorować niezwykle silnie wybrzmiewającej refleksji - ja naprawdę go kochałam, w jakiś młodzieńczy, bezgranicznie szalony sposób. opętana pragnieniem przynależności i miłości doprowadziłam swoją osobowość na skraj poczytalności. autodestrukcja była nierozerwalnie związana z pogrążeniem się w paskudnie mrocznych zakamarkach własnej głowy i serca. dobro pomieszało mi się ze złem, raniłam ludzi, bo straciłam kontrolę nad swoimi czynami. obsesja na punkcie wyglądu, akceptacji, lekceważenie najbliższych. utracone przyjaźnie. dorosłam, wiem to. wiem także, że nie powinnam się była zakochiwać, a przynajmniej nie w taki sposób. łaknęłam wszystkiego, co niezdrowe, toteż moja psychika przerodziła się w dziwacznie chorobowy twór. niech moja wrażliwa strona wreszcie dojdzie do głosu. nauczyłam się prawdy, nauczyłam się lojalności. nauczyłam się życia w zgodzie z ludźmi. nie tęsknię do tamtych czasów, rozumiem, co przyczyniło się do każdej fatalnej decyzji.
|
|
|
niewiele spośród moich rówieśników jest w stanie poszczycić się tak zatrważającą liczbą spalonych mostów. nic nie szkodzi, w końcu nauczę się budowania nowych i solidnych, tak absolutnie od podstaw.
|
|
|
z perwersyjną satysfakcją zapanuję nad otchłanią minionych czasów, może za kolejne dziesięć lat bliżej nieokreślony impuls skłoni mnie do ponownego przyjrzenia się temu, kim byłam.
|
|
|
zawsze można się zmienić, niekoniecznie na lepsze lub gorsze. zawsze można dorosnąć - po prostu dorosnąć. tylko czy można dorosnąć ,,na gorsze"?
|
|
|
Hej Ty, Jezu. Na kolana upadłam i zastanawiam się, czy czujesz jak ciężkie opieram na nich ciało. Wypełnione głodem, pustką, biernością, czymkolwiek… tak, cokolwiek we mnie znajdziesz. I jak mnie nazwiesz? Człowiekiem, istotą, czy pustym naczyniem? Co się we mnie wlewa, co ze mnie wylewa? Ile w tym żółci, piany i wody słonej? Jak mam wierzyć, że iskrę jakąś widzisz w mych błądzących oczach? Ej, Jezusie! Znowu rzygam. Zwymiotowałem życie i jem je od nowa jak posiłek najlepszy. Karmię się syfem, Tobie się kłaniam, a niebo na głowę mi spada. O bogowie, raj na ziemi. /just_love.
|
|
|
Leczysz mnie spojrzeniem, ono mówi mi, że wyleczyłam Ciebie. /just_love.
|
|
|
Pięknie Ci wierzyć, pasować Tobie też. Wiem, że w Tobie znalazłam własny kres, więc zatracam się. Przyjemnie. /just_love.
|
|
|
Ile wyć można, ile krzyczeć jeszcze? Co Bogu wypomnieć?! Na tę myśl tylko dreszcze, zimne dreszcze. /just_love.
|
|
|
Spoglądam na swoją twarz w naszym wspólnym lustrze, wychodząc z łazienki widzę, ze zasnąłeś na kanapie - sam, nieprzykryty, wygięty, wygodny. Gaszę światło i w naszym łóżku wypłakuję łzy swoje i twoje. Ryczę jak dzieciak, usta zatykam kołdrą. Widziałam, że oczy mam spuchnięte jak stopy po dobrym weselu, ale nie zasnę. To też wiem. Czekam więc aż drzwi się poruszą, aż wpuścisz kota, aż obok będziesz. I choć nie wykonasz najmniejszego ruchu ja będę spokojniejsza. Płakać będę spokojniej. Obiecuję, nie usłyszysz. /just_love.
|
|
|
Ty... Tak jak stałeś się moim przyjacielem, tak w moment jesteś znakiem zapytania. Dziurą w niebie, bezpowrotnym pytaniem i po północy krzykiem. Trzeba nam żyć...Jak gdyby czas nie miał szans i zdań. Zostawiłeś, człowieku mój, popiół i ciemniejące niebo wokół, strach. I nie widać naszych kroków wydeptanych wśród wysokich traw. Był sobie świat... O niego Ty i ja rozbiliśmy twarz. /just_love.
|
|
|
|