|
o irytująca materio, o łzo spływająca po moim policzku, o smutku przytul mnie. oddech, oddech boli, za dużo, za dużo wszystkiego, wszystko nie tak, jak mam uciec od samej siebie? o boże, sarkastyczny śmiech pustki mnie przeraża. muzo dla mojej duszy, gdzie jesteś? ściany przesycone wspomnieniami tamtych nocy, o nie ma mnie we mnie, ulatniam się z siebie z każdą chwilą, o serce przepełnione tym uczuciem, które rozlewa się na boki, za wiele, zbyt wiele tęsknoty, kolejny raz umieram, nie lubię umierać, mówią że jestem dziwna, o filozofio mojego umysłu, czy jesteś dziwna? zatrzaskuję drzwi przed tymi, których kocham, nie dopuszczam ich do siebie, każę im się oddalić po czym cicho łkam szeptem w zaciszu mojego pokoju, wypieram się wszystkiego czego pragnę, perfekcyjna samozagłada czy może dałoby się ją udoskonalić? | nieogarniamciebejbe
|
|
|
|
jadę autobusem, słuchawki na swoim stałym miejscu, muzyka w uszach dudni, a ja ogarniam wzrokiem świat znajdujący się za tą brudną szybą, szukam w nim ciebie .
|
|
|
spojrzałam w oczy smutkowi i złapałam za rękę samotność, przecież i tak odkąd odszedłeś była przy mnie, najwyższy czas się z nią pogodzić. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
odnoszę wrażenie, że gdzieś w jego życiu zgubiłam swoje własne.
|
|
|
cześć, bardzo dobrze sobie bez Ciebie radzę i nawet mam nowych znajomych, poznajcie się, to pani wódka, to pan papieros, a tam obok stoi pan blant. widzisz, oni zawsze są blisko odkąd odszedłeś. | nieogarniamciebejbe
|
|
|
chyba znowu się napiłam, zjarałam, o i kolejna paczka szlug się kończy, i chyba znowu nie zaszłam do szkoły, o i w sumie chyba jest mi z tym dobrze, i z każdą chwilą mam mniejszego kaca moralnego, oh i nadal jest chujowo, ale jakoś tak lepiej, no i nadal Cie nie ma, i staram się nie być naiwna, i wiem, że tak lepiej dla mnie, bo byś mnie zniszczył, o kurwa chodź mnie zniszczyć, boże, nie, bo będę cierpieć, błagam, nieważne co będzie potem, wróć, jezu chyba mam mętlik w głowie, nie wiem nic, mam wyjebane, boże tak cholernie tęsknie, nie słuchaj mnie, nieistotne, wcale nic nie mówiłam, cześć. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
a może po kolejnym kieliszku wódki mój uśmiech będzie prawie tak samo szczery jak wtedy, gdy Cie widziałam. może. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
a potem znowu piję gdzieś w lesie, palę, opowiadam komuś o Tobie, później wpadam do jakiegoś klubu, szukam szczęścia w ramionach innych, jest dotyk, wiele dłoni na moim ciele, ale nie takich jak Twoje, o i chyba znowu się z kimś całuję, a teraz z innym, schodzę po schodach na chwiejnych nogach trzymając kogoś za rękę, palimy, wolałam palić z Tobą, chyba leżę z kimś na kanapie, chyba nad sobą nie panuję, chyba tam gdzie jest jego ręka powinna być Twoja, muzyka znowu mnie ogłusza, chyba tracę kontrolę, budzę się po południu, chyba mam kaca moralnego, może nie powinnam, chyba Cie nie ma, chyba wcale Cie nie było, raczej nadal tęsknię, na pewno to niczego nie zmieni, chyba żyję inaczej od kiedy Cie nie ma, to chyba nieważne. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
" Mijam ludzi, odbijam się od ich ciał i chciałbym Chociażby unieść ręce lub wypić więcej I wiedzieć na pewno, że gdzieś tu jesteś I wiesz, że wiesz to i chyba wyjdziesz ze mną. "
|
|
|
pomiędzy nami była przestrzeń, widziałam ją, mimo to szłam przed siebie wierząc, że dam radę ją przeskoczyć, udało się, następnie osunęłam się z krawędzi, upadłam. | nieogarniamciebejbe
|
|
|
nigdy nie wybaczę sobie tego, że kiedyś zdecydowałam o usunięciu Cie z mojego życia, teraz Ty postąpiłeś tak samo ze mną, może kiedyś oboje postanowimy przywrócić się nawzajem do swoich światów. | nieogarniamciebejbe
|
|
|
nie przed każdym się otwieram. rozebrałam się przed Tobą ze wszystkich moich prób zamaskowania niedoskonałości, ukazując Ci każdą z moich wad i podając pistolet do ręki wierząc, że nie strzelisz, to się nazywa naiwność, ewentualnie miłość. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
|