 |
chciałabym Ci tak wiele powiedzieć, ale gdy tylko otwieram usta, żadne słowo, żadna sylaba nie potrafi z nich wypłynąć. milczę uparcie, bo boję się jak zareagujesz. boję się, że uciekniesz, gdy zobaczysz jak wiele dla mnie znaczysz, że wystraszysz się tej odpowiedzialności, która przy wypowiedzeniu tych słów, spadnie na Twoje barki. nie zliczę ile to już razy na końcu języka pojawiało się słowo 'kocham', które w sekundę zamieniałam na żartobliwe 'nienawidzę'. wiesz.. wydajesz mi się tak strasznie nierealny, kruchy i przelotny. jakby jeden mój nieostrożny ruch mógł spłoszyć Twoją osobę, jakbyś miał zniknąć. czasami po prostu trudno mi za Tobą nadążyć, trudno złapać oddech, gdy Ty, jako mój tlen, jesteś tak daleko. czasami wątpię w nas, dlaczego mi na to pozwalasz?
|
|
 |
znowu mi się wymykasz, znowu tracę grunt pod nogami.
|
|
 |
nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, nie mogę się rozpaść. tak wiele razy upadałam, by zaczynać wszystko od nowa. to za dużo, za dużo. nie ma mnie przecież kto pozbierać.
|
|
 |
Moja miłość, za nią zawsze w bój stanę. Widzisz? Honor czasem jest ważniejszy niż przetrwanie.
|
|
 |
Znów się uśmiecham. Szkoda, że nie z twojego powodu.
|
|
 |
Dopóki jesteś tu ze mną to miejsce coś znaczy, póki jeden z nas stoi reszta będzie z nim tańczyć i nawet gdyby cały świat był nam wbrew.
|
|
 |
tamtego wieczoru, tamtej nocy, wznieciłeś ogień, odpaliłeś zapałkę, która wywołała pożar w moim ciele, w moim sercu. płonęłam na Twoich oczach, a Ty nic nie zrobiłeś. podsycałeś płomień każdym kolejnym dotykiem, każdym następnym pocałunkiem, każdy słowem skierowanym w moją osobę. delektowałeś się tą chwilą, prawda? dobrze wiedziałeś jaki masz na mnie wpływ, jak Twoja osoba na mnie działa. wykorzystałeś to. zamiast ratować resztki mnie, Ty po prostu mnie dobijałeś. spalałam się i nie mogłam nic na to poradzić. to coś w rodzaju pięknej śmierci. doznając szczęścia wiedziałam, że niedługo obudzę się w piekle. nie miałam szans na odrodzenie się z popiołu, tylko Ty mogłeś na nowo pomóc mi wziąć pierwszy oddech. jednak pomoc nie nadeszła, zostawiłeś mnie tamtej nocy i po prostu odszedłeś. a ja zostałam tylko żałosną cząstką siebie. bez serca, bez duszy, bez Ciebie.
|
|
 |
teraz wiem, że łzy niczego nie ułatwią. nie sprawią, że osoba przez którą właśnie teraz płaczesz, wróci, że odmienią się jej uczucia lub w magiczny sposób zrozumie, iż pragnie Ciebie tak mocno jak Ty jej. nie wzbudzą litości, zrozumienia czy współczucia. nic nie zmienią, skarbie. spowodują jedynie, że poczujesz się lepiej, że uleci z Ciebie cały ten ból, że w jakiś sposób oczyścisz swoją duszę. nic więcej.
|
|
 |
mogłabym wypić hektolitry kawy czy chociażby zjeść tabliczkę czekolady, ale wiem, że nic nie da mi większej motywacji niż Twoje 'dasz radę' szeptane wprost do ucha.
|
|
 |
zostawił w moim ciele tak wiele blizn. zadrapał niewidzialną powłokę duszy, poharatał serce, które przeszło już tak wiele. zostawił trwałe blizny w głowie, zapisał się we wspomnieniach, we mnie. i do niedawna powiedziałabym Ci ze smutnym uśmiechem, że dziękuję mu za to, że jestem wdzięczna za tę minimalną pamiątkę, która po nim została, która udowadniała mi, że to działo się naprawdę, że to nie wymysł mojej chorej wyobraźni. ale teraz? po tym okresie ciszy, który nastał między nami, po tej pustce, którą zostawił.. nie jestem już tego taka pewna. z radością cofnęłabym czas, nie pozwoliłabym mu na tak wiele, na zrobienie aż tak dużego spustoszenia. podobno nie powinno się żałować chwil, w których byliśmy szczęśliwi, tak? no cóż, ja żałuję. każdej. bo teraz boli sto razy mocniej, wiesz? boli i nic nie mogę na to poradzić. pozostało mi czekać, uzbroić się w cierpliwość. czas goi rany.
|
|
 |
'ja też tęskniłem' - szepnął - 'każdego dnia bardziej'.
|
|
|
|