 |
Twoim celem nie jest sprawienie bym cierpiała tudzież Cie znienawidzila. Twoim celem jest sprawić mnie niezdolna do uczuć do tego stopnia, żebym juz do końca nie mogla pokochac nikogo. pokazujesz mi, ze nie warto i codziennie wypruwasz moje duchowe wnetrznosci, wypychajac mnie pustą nadzieja, jak sztucznego zwierzaka watą
|
|
 |
chciałabym, żebyś mógł mi napluc w serce. moze wtedy zrozumialoby wreszcie jak czuje sie za każdym razem, kiedy muszę wycierać twarz i byłoby ze mna solidarne.
|
|
 |
Chciałam się w to angażować, walczyć, uwić to nasze prywatne ciepełko, być szczęśliwą, dawać Ci takie same odczucia i pokochać Cię - na poważnie, już bez żadnego dystansu, całą sobą. I dzisiaj, kiedy już otrzepałam się z kurzu powstałego w momencie zburzenia całego naszego "my", mogę Ci zapewnić, że nie mam serca. Nie mam narządu, które potrafi wydobyć z siebie coś takiego jak cała rzekoma miłość, to jakiś automat bije w mojej piersi, nie ma duszy, nie wierzy, w moim słowniku nie ma tego uczucia.
|
|
 |
pomagam wszystkim wkoło, daje rady jakich pierdolony psycholog by nie wymyślił, a sama nie potrafię ogarnąć syfu, który rozrywa mnie od środka. nie radzę sobie. nie radzę sobie z ciszą, z którą mnie zostawia na kolejne tygodnie. nie radzę sobie z drżącymi dłońmi przy odpalaniu papierosa. jestem w emocjonalnej dupie.
|
|
 |
nie mogę powiedzieć, że jest tak, jak być powinno, że się układa, kiedy większość spraw wokół tak naprawdę jest na wyczerpaniu. brakuje energii, siły. brakuje motywacji i chęci. brakuje miłości i poczucia bezpieczeństwa. los tak bezwzględnie to odbiera sprawiając, że coraz większe zło wchodzi na miejsce tych uczuć. znika znów miłość. a może tak naprawdę jej nie było i był to wyłącznie wytwór chorej wyobraźni? znika radość, a smutek w coraz większym stopniu maluje się na twarzy. więź, która kiedyś była czymś niewyobrażalnie silnym również powoli gdzieś zanika, niczym mgła.
|
|
 |
pokochałam Cię. tak mocno, że nie podejrzewałam się o takie uczucie. Ty złamałeś obietnice. zraniłeś mnie. bez słowa, bez żadnego znaku. tak po prostu, zniknąłeś z mego życia. mam nadzieje że sprawiło ci to radość. mimo tego co razem przeszliśmy, mimo tego co sobie obiecaliśmy zabiłeś mnie. całą moją radość, moje szczęście. Ty nim byłeś. prosze wróć, żebym mogła żyć. normalnie szczęśliwie żyć.
|
|
 |
stałam się od Ciebie zależna. każdy mój oddech, każde uderzenie serca wszytko było dla Ciebie. ale odszedłeś. nie dałeś żadnego znaku. przestałeś się odzywać. zostawiłeś mnie. bez serca. ono już nie jest moje, należy do Ciebie.
|
|
 |
Boże, prosze Cię pomóż tym którzy Cię potrzebują, wysłuchaj ich modlitw i nie daj już nikomu cierpieć. przecież jesteś Bogiem, możesz wszystko - więc dlaczego pozwalasz na tyle zła, na tyle cierpienia? jest tyle głodujących dzieci, chorych ludzi, dlaczego tego nie zatrzymasz? tyle rodzin się rozsypuje, jest tyle złych ludzi, złych rodziców, złych dzieci. naprawde Cię to nie boli, że tak cierpimy? nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale czy musisz pozwalać na tyle zła? umiesz patrzeć na to jak wiele młodzieży, ludzi się poddaje? jak sobie nie radzą z teraźniejszością? prosze spraw by nie zabrakło ciepła, miłości i szczęścia w tym życiu, w tym świecie. tu nie chodzi tylko o mnie, tu chodzi o ludzi, o dziewczyny, o chłopaków - którzy tak cierpią, podobnie jak ja. prosze, wysłuchaj tego i spraw by nie zabrakło dobra na świecie.
|
|
 |
uwielbiam rozmawiać z Tobą w nocy, tuż przed snem. jesteś najwspanialszym happy endem dnia, jaki tylko można sobie wyobrazić, bez względu na to, jak podły czy dobry ten dzień był. i to tylko dzięki Tobie, beznadziejny dzień przestaje taki być, a dobry jest jeszcze lepszy, najlepszy. bo dzień chociaż przez chwilkę spędzony z Tobą to dobry dzień. i wiesz najbardziej w naszych rozmowach cenię sobie to, że odciągasz moje myśli od wszystkiego, od obowiązków, stresu, rutyny dnia codziennego i potrafisz przy tym wywołać uśmiech na mojej twarzy . proszę wróć bo tęsknię.
|
|
 |
budzisz się rano i nie jesteś w stanie dotknąć dłonią ŻADNEJ części swojego ciała, brzydzisz się sobą bardziej niż wszystkich innych ludzi z ulicy. podchodzisz do lustra i masz ochotę je rozbić gołą ręką, nienawidzisz tego odbicia. nienawidzisz wszystkiego. tego, na co właśnie patrzysz. przecież to widać, przecież czujesz każdą ranę. są tam. tego, co siedzi w Twojej głowie i kazało Ci zrobić to wczoraj i na pewno każe zrobić dziś. i każdy dzień zaczyna się tak samo. czujesz, że wszyscy nienawidzą Ciebie równie mocno jak Ty sama. wiesz to, po prostu tak jest. chcesz się od siebie uwolnić, Twój własny umysł Cię zabija, z każdym dniem coraz bardziej skutecznie. jesteś żywa. wciąż. czujesz każde uderzenie serca i jedyne, o czym marzysz, żeby to było ostatnie. i w sumie dużo czasu Ci nie pozostało, choroba Cie wykańcza, serce tęskni za Nim, za Jego osobą. nie wytrzymujesz, znowu jesteś cała we łzach, chcesz znikąć.
|
|
 |
kiedy skończyło się moje normalne życie? chyba wtedy, gdy odszedł. gdy zostawił mnie samą ze swoimi demonami. przez niego umieram. umieram każdej nocy. przez niego cierpię. cierpię przy każdym oddechu. dosłownie.
|
|
 |
coś mniej niż miłość , coś więcej niż seks , ohh kurwa houston pogubiłam się ! / nacpanaaa
|
|
|
|