 |
|
Kiedyś byliśmy jak szlugi z jednej paczki.
|
|
 |
|
Popełniłam w życiu wiele błędów, ale nigdy nie powiedziałam komuś że go kocham, nie wierząc w to.
|
|
 |
|
Najgorsze uczucie? Gdy wiesz, że jemu nie zależy, a mimo wszystko wciąż masz nadzieję, że napisze ..
|
|
 |
|
wiesz ile razy klikałam podwójnie na Twoje imię widniejące na liście gadu - gadu, otwierając nowe okno rozmowy? ale nie stać było mnie nawet na zwykłe 'hej'...a wiesz ile razy wybierałam Twój numer telefonu? ale zawsze zdążyłam nacisnąć czerwoną słuchawkę przed pierwszym sygnałem, a wiesz? zresztą skąd możesz wiedzieć skoro milczysz.
|
|
 |
|
kochaj mnie jak kochasz rap.
|
|
 |
|
jeszcze wczoraj myślałam, że jesteś niezastąpiony .
|
|
 |
|
przyzwyczaiłam się już do niego, do tych sprzeczek, uśmiechów i dziwnych spojrzeń.
|
|
 |
|
Że już nie miałeś siły, na szczęście to przeszło bokiem i tak jest rok za rokiem, ktoś odchodzi i już nie wraca.
|
|
 |
|
Łańcuch pęka jak przecięta wstęga, tylko prawdziwa przyjaźń to potęga.
|
|
 |
|
I mimo, ze znamy się tak krótko, wiem że jesteś osobą której nie może zabraknąć w moim życiu.
|
|
 |
|
przychodził - przychodził z czekoladą ukrytą za plecami, kiedy miałam zły humor, z miśkiem lub kwiatami, kiedy wypadało jakieś święto, choć zazwyczaj owe "święto" unaoczniał sobie sam, ze łzami w oczach, gdy sobie nagle, ni stąd ni zowąd, nie radził. karmił mnie swoim bólem, ja częstowałam Go wylewnymi zażaleniami na los. scałowywał moje cierpienia, obiecując, iż kiedyś wszystko stanie się proste i już nic nie stanie nam na przeszkodzie. marzył. opowiadał mi o przyszłości, o sobie i o mnie, i o naszych dzieciach, i o obiadach, które potulnie przygotuję - czego wizja za każdym razem kosztowała go przyjęciem uderzenia w żebro. i ten dzień. parny, letni poranek, ptaki rozpoczynające swoje arie, wspinające się słońce. Jego wargi, jak zwykle ułożone w uśmiech. i oczy, zamknięte oczy. zawsze opisywałam też oddech: ciężki, przyspieszony, gasnący, słaby. lecz Jego oddech już nie drażnił mojego policzka.
|
|
 |
|
druga w nocy. dym z papierosa nagle zamiast uspokajać, zaczął dusić. wódka paliła w gardło, zamierała w nim, zaciskała się na krtani. krzyczałam, lecz wciąż panowała grobowa cisza. nagle ten łoskot w piersi, nagle wspomnienia wypełzające z każdego kąta, zaklęte w każdym płatku kurzu, w każdym milimetrze sześciennym powietrza.
|
|
|
|