 |
Naucz mnie, jak żyć tam, gdzie Ciebie nie ma. Naucz mnie, jak nie budzić się z krzykiem, gdy jesteś nie dla mnie...
|
|
 |
"Chciałem się pozbierać, ale rozsypywałem się w takich miejscach, do których nie chcę wracać."
|
|
 |
"Boję się, mamo, / że upadnę / i nie będzie nikogo, / kto by mnie złapał; / że będę lecieć / przeraźliwie długo / niżej niż na / dół / Boję się, mamo, / że zabłądzę / na prostej drodze / (...) / że się pomylę / zresztą / nie pierwszy / raz..."
|
|
 |
I'm scared to get close and I hate being alone..
|
|
 |
Brakowałoby mi Ciebie nawet gdybym Cię nie poznała.
|
|
 |
Mam pragnienie, gdy patrzę jak pijesz, zazdroszczę wtedy wodzie twoich warg, potem oblizujesz językiem usta, a ja zazdroszczę językowi, a gdy ponownie sięgasz po szklankę z wodą, chciałbym być brzegiem tej szklanki.
|
|
 |
Gdy ją przytulam - gdy naprawdę ją przytulam - a zrobiłem to wtedy po raz pierwszy - wtedy tak naprawdę zrozumiałem, o co chodzi; że być może to już nie chodzi o robienie na sobie nawzajem wrażenia, podrywanie się, grę w dominację i uległość, szpanowanie (...) przycisnąłem ją najmocniej, tak jakbym chciał przez nią przeniknąć; jakbym chciał, żeby nasze żyły zawiązały się na supeł.
|
|
 |
Wychodząc na powierzchnię, trzymali się za ręce. Ręka to jest fajna sprawa. Nie angażuje specjalnie osoby, która ją daje, a bardzo uspakaja tę, która ją otrzymuje.
|
|
 |
"Im więcej czasu upływa, tym bardziej jestem zakochana.
A myślałam, że mocniej już nie można."
|
|
 |
Niegdyś ktoś określił mnie mianem kobieta-kwiat. To było sedno mojej tajemnicy, bo często usychałam, sypałam się od środka, płatek po płatku. Nikt nie chciał się mną zaopiekować, przygarnąć, pozwolić rozwinąć mi skrzydła. Mała retrospekcja - pojawiasz się Ty. Wszystko nagle się zmienia. Podajesz mi rękę i dajesz możliwość nowego startu. Odkrywasz przede mną nowe horyzonty, dzielisz się szczęściem, uczysz nowych emocji. Przez Ciebie złamałam wszystkie swoje zasady. Zbliżyłam się zbyt blisko, by móc wyprzeć się potrzeby bycia przy Tobie. Nawet nie chciało mi się walczyć z samą sobą, by stłumić swoje uczucia. Stąpałam po niebie, aż do momentu, gdy zrozumiałam, że jestem w stanie poświęcić wszystko, by nie musieć wracać do punktu wyjścia.
|
|
 |
Cz. 2. Chowam się pod koc, zamykam oczy i udaję, że nie żyję. Udaję, że ból jest czasem przeszłym, że tęsknota nie może mnie już dotknąć, bo objęła mnie śmierć i to ona za mnie odpowiada. Udaję też, że śmierć jest piękna, bo jest - jest piękna wtedy, gdy obok Ciebie przy śniadaniu siada tylko nienawiść i ból. Wyobraź sobie to piękno. To jest piękna wolność, a wolnością jest wyobraźnia. To znów odeszło, ale lada moment powróci. I znów będę musiała udawać, że nie żyję albo znów zamknę oczy i umrę.
|
|
 |
Cz. 1. To przyszło i poszło. Jak zwykła ulewa, która zmywa wszystko. I dziś w tym miejscu chłodno i ponuro jest.
Zimno i pusto jak w sercu mym i tylko ta lodowata burza, która mnie opętała tli się we mnie. Nie mam już życia. Tutaj było szczęście. Dokładnie w tym miejscu. Trzymałam je w ręku. A ono przeciekało przez palce w świetle gwiazd. Chciałam więcej i więcej, by uchronić siebie. Ale im więcej próbowałam zdobyć, tym szybciej to gubiłam. Nie mam już żadnych sił, żadnych pragnień ni nadziei, nic, tylko gorzki ból, którym mogłabym zatruć cały świat. Nie mam już właściwie nic, prócz dnia, który muszę zapełnić. Urodzić się, ponownie znienawidzić życie, umrzeć. Oto mój los. Los wiecznej zguby, wiecznego dążenia do końca, który dotyka mnie zawsze, gdy zamknę powieki. To boli wiesz? Boli świadomość, że muszę umierać, bo świat mnie tu nie chce. Boli, że szczęście mnie omija, że nadzieja we mnie wątpi... boli każdy dotyk. A takich dotyków za dnia jest mnóstwo. Wtedy kocham nicość.
|
|
|
|