 |
|
Nie wiedział, że ona boi się zabitych drzew zamienionych w meble i podłogi patrzącej na nią ironicznie zmrużonymi szparami.
|
|
 |
|
Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.
|
|
 |
|
Czekała na uśmiech, po którym mogłaby przejść na drugi brzeg, gdzie jest ciepło i kwitnie tatarak.
|
|
 |
|
Bała się zwiędłego liścia ciszy, bezwładnego skrzydła nudy, martwej muszli pustki. Lękała się łoskotu obcych kroków, twardych kamieni oczu, jedwabnej skóry bezmyślności. Drżała przed ołowianym dzwonem samotnych godzin, przed szarym mostem zagubienia, przed czarną studnią bezradności.
|
|
 |
|
Miłość jest czekaniem na niebieski mrok, na zieloność traw, na pieszczotę rzęs. Czekaniem na kroki, szelesty, listy, na pukanie do drzwi. [...] Czekaniem na sen, na świt, na koniec świata.
|
|
 |
|
Sny nie lubią, by je podglądać, gdy nadchodzą z czarnym kotem za uchem.
|
|
 |
|
Odgaduję zapach śpiącego wiatru, ciepło nie rozkwitłego łubinu, miękkość nie powiedzianych słów...
|
|
 |
|
Słyszę krzyk nie wybuchłego ognia. Lot nie urodzonego ptaka. Dźwięk spadającego śniegu.
|
|
 |
|
Kiedy żyłeś, mówiła, bały się ciebie świetliki.
|
|
|
|