 |
i czujesz się, jakbyś umarł i nie miał już nic z życia, ale coś nie pozwala ci odejść i musisz włóczyć się po tym świecie. zupełnie sam, zupełnie bezradny, składający się jedynie z bladego ciała i tęsknoty.
|
|
 |
przydałoby się porozcinać stare blizny, wyczyścić je i zaszyć jeszcze raz.
|
|
 |
zamieszkałam w samym środku bezsensu.
|
|
 |
kim jestem? w takich momentach nie jestem niczym więcej, niż złudzeniem. kłamstwem, brednią na dwóch nogach z paznokciami pomalowanymi dokładnie na krwisto czerwoną barwę. ze sztucznym uśmiechem na twarzy wypowiadam słowa, które nie mają żadnego znaczenia, ani dla mnie, ani dla świata, ale to właśnie on postrzega mnie przez ich barierę. jestem uwikłana w szorstką sieć hipokryzji, nieprzepuszczalną, już dla nikogo, nawet dla mnie samej, kiedy uświadamiam sobie, że nie przyznam, jak bardzo rozdziera mnie od środka, bo dość już tego, to mój i tylko mój problem. i tylko czasem z mojego skrzętnie ukrywanego wnętrza udaje się uciec takim paru małym kroplom bezsilności.
|
|
 |
ile ja bym dała, by nie kochać.
|
|
 |
Nie musisz używać siły , nie musisz używać słów. Ciszą i obojętnością ranisz jak nikt inny.
|
|
 |
Spytano parę staruszków, jak wytrzymali ze sobą 50 lat. Odpowiedzieli: "Bo widzi Pan, urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało do kosza."
|
|
 |
zbyt duża dawka tęsknoty bardzo wiele zmienia. zabiera błysk w oku i szczerość uśmiechu, zabiera spokojne noce i radosne poranki. gasi marzenia, otula grubą warstwą kurzu wszystko, co kiedyś wydawało ci się tak bardzo potrzebne. sprawia, że nie zauważasz niczego, co kiedyś miało dla ciebie duże znaczenie. nie jesteś w stanie żyć teraźniejszością i jesteś więźniem przeszłości, cokolwiek robisz wleczesz za sobą długi i niesamowicie ciężki łańcuch wspomnień. istniejesz w innym świecie, wyrwana ze szponów rzeczywistości, ale wcale nie w takim, gdzie jest ci lepiej, w takim, w którym jako jedynym możesz, bo innego po prostu nie ma. uczy mnóstwa pokory, poniża, rzuca o ziemię. otwiera przed tobą drogę do zadumy, do przemyśleń, do nieświadomego powolnego znikania. towarzyszy ci przez całe dnie, nie śpi razem z tobą w nocy, kradnie twoje odbicie w lustrze, a później z ostatnim tchem obecności zbiera się się co noc w płynnej postaci tuż pod powiekami.
|
|
 |
wzbić się na wyżyny własnych marzeń, rozhuśtać na wątłej linie pośród chmur i już nigdy nie spadać, trzymana mocno w twoich objęciach.
|
|
 |
i gdybym posłuchała wtedy rozumu, przysypując serce grubą warstwą zdrowego myślenia w obawie o kolejny ból, to dzisiaj nie miałabym już nic.
|
|
 |
i uwielbiam chwile, kiedy w powietrzu unosi się zmysłowy zapach namiętności, twoje oczy płoną i oboje rozbieramy się wzrokiem.
|
|
|
|