 |
Czasami bywa tak, że człowiek musi uciec od samego siebie, od swojego życia, czy raczej egzystencji i od całego otaczającego go świata. Leżysz w łóżku, patrzysz się w sufit lub w zagwieżdżone, bezchmurne, nocne niebo za oknem, albo oglądasz rysy swojej bladej dłoni, dodatkowo oświetlonej srebrzystą poświatą księżyca w pełni. I nie chcesz robić nic więcej, bo już dość zła wyrządziłeś na świecie, jakbyś bał się, że kolejnym swoim krokiem czy poczynaniem znów kogoś skrzywdzisz lub zabijesz. Taka właśnie stała się moja egzystencja, bezsensowna już zresztą. (narkotyczny)
|
|
 |
Miałby ktoś ochotę wykupić plusika?
|
|
 |
Mógłbym codziennie rano budzić się tylko po to, by znów zajrzeć w jej oczy i zobaczyć ten szczery uśmiech posyłany wyłącznie dla mnie. (narkotyczny)
|
|
 |
Mogłabym zapaść w tą pieprzoną śpiączkę, ale dajcie mi pewność, że gdy się wybudzę, pierwsze co zobaczę, to Jego twarz. / nieracjonalnie
|
|
 |
Zaczyna się niewinnie. Pierwsze spojrzenia - krótkie, prawie niezauważalne.. kolejne dłuższe, zazwyczaj kilku sekundowe, znacznie głębsze, przeszywające, dotykające serca. Uśmiech.. delikatny, spokojny, jednak z każdym dniem bardziej upragniony, potrzebny, jak powietrze. Dotyk, wspólne łączenie dłoni, dziwny ucisk podczas pierwszego kontaktu Jego skóry z moją. Kolejny dzień, tydzień, miesiąc to nowy etap przywiązywania się. Potem jest tylko gorzej, życie boli, bo brakuje Jego obecności. Powoli zanikają spojrzenia, które kiedyś były czymś nieodzownym, gaśnie uśmiech, bez którego wszystko widoczne jest jak przez mgłę, nie ma dotyku, a on przecież jest czymś podstawowym, zasadniczym, niezbędnym, czymś, dzięki czemu chciałam tu już zawsze być. / nieracjonalnie
|
|
 |
Tęsknię za tą szaloną dziewczyną. Tęsknię za przegadanymi nocami, za bezgranicznym zaufaniem, za uśmiechem, za bezpośrednością i naturalnością. Tęsknię za miłością, którą dwa lata temu darzyliśmy swoje serca. (narkotyczny)
|
|
 |
23.06. - wszystkiego najlepszego Skurwielu. (narkotyczny)
|
|
 |
Dziś zostały mi jedynie blizny - na skórze - białe, blade, gładkie, lekko błyszczące przy świetle żarówki lub promieniu świeczki. Dziesiątki blizn na każdym, nawet najmniejszym i trudno dostępnym skrawku mojej skóry, mojego ciała. I ta jeszcze jedna, ale stanowczo najważniejsza, najbardziej wyczuwalna, bo najbardziej bolesna - blizna na sercu, która nie znikła mimo przeszczepu i nie zniknie po kolejnej operacji, która pozostanie na zawsze, którą zabiorę ze sobą do grobu i która będzie przypominać mi o swoim istnieniu nawet po mojej śmierci. (narkotyczny)
|
|
 |
Myślałem, że to ja jestem gorszy. Ze względu na swoją przeszłość nie byłem jak inni, nie mogłem więc uzyskać miana człowieka. Czułem się odseperowany, nie pasowałem i myślę, że nadal nie pasuję do tego świata. Chyba przez to, że się nie uśmiecham, mało mówię, bojęsię i odsuwam, gdy ktoś mnie dotknie. Jestem dziwny, inny. NIe powinienem istnieć. Nie radzę sobie z tym istnieniem. Z życiem, z oddychaniem, z patrzeniem na innych. Myślałem, że jestem gorszy, bo tak mi wpojono do głowy. Zalążek tych myśli nadal w mej głowie tkwi. (narkotyczny)
|
|
|
|