 |
Tylko deszcz może obmyć mnie z grzechów , które popełniałam dla ciebie . Słońce może je najwyżej zarumienić ze wstydu .
|
|
 |
A jeśli nie jestem tym kim powinnam być?
Sprawiono, że spleśniałam nie dając mi szansy dojrzeć.
Uwięziona, ślepa i słaba!
Ofiara cudzych przyzwyczajeń.
|
|
 |
Staram się zakrywać półsłówka, niedomówienia , kłamstewka wyryte na nagim ciele.
|
|
 |
Oparła się o ścianę, w jednej dłoni trzymając butelkę Daniells'a , w drugiej ściskając kilkanaście białych tabletek. Wzięła jedną w dwa palce i podniosła do ust. "za mamusię" - powiedziała i połknęła ją, zapijając alkoholem. "za tatusia" - wydobyła z gardła zachrypnięty głos. Wzięła trzecią tabletkę - "za babcię". czwartą - "za dziadka". piątą - "za siostrę". sięgnęła po szóstą. "za ciotkę" - szepnęła i popiła. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Nie potrafiła przypomnieć sobie reszty członków rodziny. Słabnącą dłonią mocniej chwyciła butelkę. "za przyjaciół" - przełknęła siódmą. Drżącą ręką wsadziła sobie do ust ósmą - "za miłość". Widziała już tylko zamazane kontury. Whiskey rozgrzewała ją od środka, tabletki zalegały w pustym żołądku. "za Ciebie, Kochanie" - powiedziała lekkim bełkotem, połykając dziewiątą. Wzięła ostatnią i szepnęła lekko rozchylając wargi - "za to popieprzone życie", po czym osunęła się na podłogę .
|
|
 |
Nie pozwolę ci ze mnie wytrzeźwieć .
|
|
 |
W lustrze widać jeszcze tylko oczy, które patrzą obojętnie na cały mój upadek .
|
|
 |
Zawężony zbiór rozlazłych kreatur mających jeszcze czelność zwać się ludźmi .
|
|
 |
Wszystko sprowadza się do jednego.
Jedna dziewczyna.
Jeden ON.
Ten jeden raz.
Jedno wino.
Jeden papieros.
Jedna łazienka.
Jedna dusza.
Tylko jedna łza.
Jeden oddech.
Jedno spojrzenie.
Jeden ruch.
Jedno ciało.
Jedne wrota.
Droga w jedną stronę.
|
|
 |
Krwawię zaplątana w szorstkich prześcieradłach bezgwiezdnych nocy.
Wykrochmalony materiał zakorzenia się na mojej skórze.
Tkwię tak osaczona przez kłamstwo.
Żyję otulona spraną śmiercią.
Wysłużone kończyny opadają bezsilnie w szamotaninę gryzących wspomnień.
Splamiłam bawełnianą przestrzeń.
Tak mocno naciska na umysł.
Dusi zatrutym obrazem prostych korytarzy.
Nie pozwolę!
Nie pozwolę na bezczynne kołysanie w ramionach szkieletów.
Kłamstwo.
Rozedrzyj trupie społeczeństwo.
Zobacz mnie pod okrywą nałogowych oddechów.
Wyczerpujących bezdusznych ulic.
Zaczerwienioną skórą.
Nie pod granitowa płytą.
|
|
 |
Rany.
Blizny.
Drzazgi.
Sińce.
Krew.
Stworzyła je odmienność.
Nie ja.
|
|
 |
Czarno szare historyjki. Wypłowiałe zwłoki w objęciach granitu. Wspominane przez ludzi sytuacje z ciężkich opowiadań. Nie na zwykłe uszy. Na kartce. Zwęglonym papierowym ciele. Własne konteksty współczesnych pisarzy jutro zaleją codzienne bibeloty. Kilka kresek, liter bazgrołów spiętych zamaszystym podpisem w prawym dolnym rogu. Plamy atramentu zmieszane z łzami roztarte rękawem. Słowa. Kruche, ciche , pokorne . Ostatnie słowa. List pożegnalny? Bzdura. Jaki samobójca wykonując ostatnie ciecia pomyślałby o czymś tak błahym. On chce odejść. Pozwólcie mu. Nie ma zamiaru dodawać sobie bólu skrobiąc atramentowe kształty. A rodzina? Jak wytłumaczy to sobie rodzina? Cisza. Prawda drży nieuchwytnie na języku trupa : Powiedzą, zapomną, wymyślą kolejną historię, wytłumaczą błędami . Nie zauważą . Złamane krzyże nad ich duszą .
|
|
 |
Ci wokół .Zwani normalnymi stawiają wykrzykniki . Ostre nagłówki . Uderzają siłą pustego krzyku . Takim jak ja dano tylko możliwość stawiania pytajnika pod każdym wykrzyczanym słowem.
Pytania. A gdzie odpowiedź? To kolejne pytanie.
Piszczę. Potrafię przemilczeć ich wrzaski.
Wytracam tlen, krew, umysł.
Umieram .
Czy jutro o mnie wykrzyczą ?
|
|
|
|