 |
|
a gdy po każdej kłótni zasypiamy obok siebie, zamiast słodkiego dobranoc, mówisz; ' tylko mi łba nie upierdol przez sen,kocie'. / veriolla
|
|
 |
|
byłam w trakcie sprzątania swojego pokoju , kiedy zaczęłam myśleć o dwóch najlepszych kumplach . zatęskniłam za nimi chociaż widzieliśmy się dzień wcześniej . z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi . ze ścierką w ręce otworzyłam i zobaczyłam tych dwoje idiotów z ogromną pizzą . - obiadu pewnie nie zrobiłaś , bo nie umiesz , to chociaż pizzę zjemy . - wciskając mi ją i dając po wielkim buziolu od razu się rozgościli . po jakieś godzinie wspólnych wygłupów , rozmów o niczym i mazianiu się ketchupem , z wrednym wyrazem twarzy patrzyłam , jak najedzeni pizzą na siłę wciskają jeszcze obiad i mówią : - dobra głupolu , jesteś najlepszą kucharą na świecie , ale więcej to my nie wciągniemy . '
|
|
 |
|
oh, nigdy nawet nie śmiałabym pomyśleć o takiej cudownej miłości... takim pięknym uczuciu... czujesz ten sarkazm?
|
|
 |
|
nienawidzę Twoich chorych ambicji, zakładów z kumplami o to czy przelecisz jakąś laskę, nałogowego palenia i ćpania, Twojego cynicznego uśmiechu w kierunku nauczycieli, dennego 'spoko loko, kotek' kiedy zwracam Ci uwagę w towarzystwie a pro po Twojego zachowania. nie znoszę tego jak arogancki, chamski i bezczelny potrafisz być. kocham Cię za to jak wielką czułość okazujesz mi, kiedy jesteśmy sami. właśnie wtedy widzę w Tobie przebłyski człowieczeństwa i ogromnie wielkie serce, które można strasznie zranić.
|
|
 |
|
zepnij włosy. wyjeb szpilki. bądź naturalna. zajebiście ociekaj naturalnością, potrafisz? / malynoowa.
|
|
 |
|
zauważyłam Go przez okno. siedział na chodniku przed moim domem, chowając twarz w dłoniach. zarzuciłam na siebie mój ciepły szlafrok, oraz kapcie-żabki i wyszłam do Niego. usiadłam obok, kładąc Mu dłoń na ramieniu. spojrzał na mnie. po raz pierwszy widziałam łzy na Jego policzkach i ten cholerny smutek w oczach. - pomóż mi to wszystko ogarnąć. chcę zacząć normalnie żyć. - szepnął dobitym tonem. przytuliłam Go z całej siły, zaczynając szlochać. - damy radę. zobaczysz. razem możemy wszystko. obiecuję Ci, że będzie dobrze. - przyrzekłam Mu.
|
|
 |
|
to co Nas łączyło było jednym, ogromnym pozerstwem. pozorowałeś, że mnie kochasz, że Ci zależy, że jestem najważniejsza. pozorowałam, że Ci wierzę, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. pozorowaliśmy wspólnie szczęście.
|
|
 |
|
ranisz mnie, rzucasz zdecydowanie za dużo bolesnych słów, a potem po jakimś czasie znów się pojawiasz. prosisz, żebym wróciła, dała kolejną szansę, zapomniała o tamtym. nie potrafię tak dłużej, skończ.
|
|
 |
|
kazali mi dziś żyć tak, abym miała potem co wspominać. tylko, że ja nie chcę już pamiętać.
|
|
 |
|
nadeszła noc. pora w której zrywałam szwy z serca, rozdzierałam coraz głębsze rany.
|
|
 |
|
próbowałam to wszystko zostawić w niepamięć. odejść, żyć dalej już zupełnie innym życiem. jednak coś mi ciążyło na każdym kroku, myślami wciąż wracałam do zdarzeń z przed roku, czy tam dwóch. tych w których wszystko wydawało się takie proste, a słowo 'problem' nie mieściło się w moim słowniku. wtedy się uśmiechałam, i to właśnie Ty byłeś autorem moich uniesionych kącików ust. próbując zapomnieć o tym wszystkim, pozostawiałam na swoim sercu coraz to żywsze wspomnienie. sytuacja, w której zdecydowałeś się na odejście stała się bliska, niczym film, który mogłam odtworzyć w każdej sekundzie.
|
|
|
|