 |
jeżeli schowasz do lodówki kawałek żółtego sera wytrzyma dużo więcej, niż gdyby leżał na blacie szafki. lecz po tygodniu, może dwóch będzie nadawał się tylko do wyrzucenia. tak samo jest z miłością. uporczywie zamykamy ją w sercu, trzymając się usilnie tego, że będzie tam bezpieczna. niby jest, ale dusi się, a w końcu umiera. rozumiesz? trzeba zrobić taki mały otwór - dzięki któremu będzie mogła oddychać, a nie ucieknie przy najbliższej okazji.
|
|
 |
związek jest trochę jak budowanie domu. podstawą są solidne i niezniszczalne fundamenty, dobrze ulokowane w ziemi, nieskore do przesunięcia w inne miejsce. tu tkwił problem, bo te nasze były cholernie słabe, wykonane z najtańszego cementu.
|
|
 |
najbardziej chore w tej sytuacji jest to, że nie możemy po prostu pogadać o tym wszystkim, poukładać tego na nowo, chociaż wiązałoby się to z ówczesnym rozognieniem każdej z ran. zarówno Ty, jak i ja nie mamy dość odwagi by otwarcie wspomnieć, że coś nie gra. i nadejdzie w przyszłości taki moment, który zawsze nadchodzi - ja zdam sobie sprawę, że zrezygnowałam świadomie szczęścia, a Ty zrozumiesz, iż nie miałeś dość jaj by zaryzykować.
|
|
 |
nie musimy być szczęśliwi, po prostu bądźmy razem.
|
|
 |
nigdy nie ogarniesz mojego pisma, tego jak precyzyjnie stawiam tak równe, wąskie i małe literki, a zarazem każdy potrafi to rozczytać z jedynie lekkim bólem głowy; mojego charakteru - z jednej strony delikatnego, kruchego i podatnego na wpływy, a z drugiej cholernie silnego, oraz niezniszczalnego; mojego serca, które tak specyficznie wybiera sobie obiekty dla których wykonuje swoją codzienną arytmię.
|
|
 |
dobra, za dzieciaka mogliśmy wierzyć w te cudowne zakończenia baśni braci Grimm i Andersena, teraz czas przyjąć rzeczywistość i napisać swoją książkę, o swoim życiu i postarać się przede wszystkim by skończyła się choć minimalnie tak dobrze jak tych wcześniej wymienionych.
|
|
 |
Ty masz obawy przed powrotem rodziców do domu bo siedzisz na jakieś stronce z pornosami i bez oporów dogadzasz sobie rączkami, albo a nuż zapinasz na kanapie tą sunię z młodszej klasy, ja boję się tylko reakcji mamy i taty, kiedy zobaczą jak nakurwiam ze ścianą w siatkówkę.
|
|
 |
zaparzę kawę w ogromnym kubku w kwiatki, wyjmę z zamrażalnika całe opakowanie lodów i biorąc po drodze łyżkę z szuflady, usadowię się wraz z ciepłym kocem na parapecie. będę niemo patrzeć w zachodzące za horyzont słońce pakując do ust kolejne porcje kalorii, a moje na pozór sklejone serce rozpierdoli się na nowo przypominając sobie każdy z Twoich pocałunków na moim ciele.
|
|
 |
dzień piątych urodzin, długo oczekiwany powrót taty z pracy z tym zagadkowym prezentem. mały szczeniak na Jego rękach, wciąż próbujący się wyrwać. pierwsze polizanie po Twojej wtedy małej jeszcze łapce, pierwszy płacz kiedy zaszczekał, a Ty pomyślałaś, że chce Cię ugryźć. z biegiem czasu stał się najlepszym przyjacielem, wspólne spacery, wieczory gdy tylko on wiernie leżał na Twoim dywanie obserwując biernie opłakany stan w jakim się znajdowałaś. odszedł. skarb, tak nieoceniony - odszedł. wciąż pamiętasz tamto rozdzierające uczucie pustki, prawda? pamiętasz do dziś i nie zapomnisz nigdy, tak samo jak Jego odejścia. pewnych sytuacji bez względu na chęci nie da się wymazać, wbijają swoje ostrza zbyt głęboko.
|
|
 |
może uznasz za głupie fakt, że ciągle pytałam jak mocno mnie kocha, o ile w ogóle. ale uwielbiałam kiedy wręcz podduszał mnie przyciskając z całych sił do swojej klatki piersiowej i cicho szeptał wprost w moje ucho, że właśnie tak, najmocniej na świecie.
|
|
 |
bwoy! poczuj jak to robi rudeboy. ona tego chce, a ty jej dotknij, płoń!
|
|
 |
Wyciągnęła do NIEGO rękę jak mała dziewczynka do swojej mamusi i spytała -przeprowadzisz mnie przez życie? Schował jej dłoń w swoją. Pocałował w czoło i rzekł. -jak zechcesz to nawet przeniosę Cię na rękach.
|
|
|
|