 |
i to by było chyba na tyle. bo czas to pieniądz, to korzyść której ja potrzebuję, jednak nie tej dosłownie materialnej ale uczuciowej. potrzebuję czegoś prawdziwego i to nie będziesz ty. zmarnowałam dla ciebie już stanowczo za dużo czasu.
|
|
 |
Cieszę się, że już nas nie ma. Cieszę się, że już nie jestem tą panienką, która wkrótce dowie się, że jest oszukiwana. /esperer
|
|
 |
nadal jesteś pewien swoich słów, że na zawsze tylko ja? nadal jesteś pewny każdej swojej obietnicy o naszej wspólnej przyszłości? nadal jesteś chętny na codziennie śniadania do łóżka w Twoich ramionach? nadal twierdzisz, że mógłbyś oddać za mnie życie? nadal uważasz, że nie da się przestać mnie kochać? nadal nie potrafisz zasnąć bez mojego 'dobranoc'? spójrz mi w oczy i odpowiedz szczerze, choć nie musisz odpowiadać bo jestem pewna, że jedna odpowiedź na te wszystkie pytania to nie. już wierzysz w to jak mówiłam, że nic nie trwa wiecznie?
|
|
 |
A może tak dla odmiany, ja odejdę, a ludzie zostaną? /esperer
|
|
 |
i powiedz mi kurwa, co się z nami stało.
|
|
 |
Polewając wódkę każdemu dookoła, śmiech nie schodził z mojej twarzy. Alkohol wchodził jak woda nie wykrzywiając twarzy od smaku goryczy. Impreza trwała. Łączyłam pisanie sms'ów z ukochanym z oddawaniem się muzyce. Aż nagle dotarło do mnie, że Ona znów jest z nimi. Głupia blondynka, której nienawidzę. Wypiłam kolejny kieliszek wódki i chwytając paczkę fajek w dłoń, z impetem wybiegłam z sali. Chłodne, nocne powietrze otulało ciało, a gwiazdy wraz z księżycem oświetlały drogę, którą zmierzałam. Dokąd? Nie miałam pojęcia. Upajając się szlugiem wbijałam sobie paznokcie w przedramię, by ze złości nie zacząć krzyczeć. Nie lubię, gdy Ona jest z nimi. Nie lubię, gdy Ona jest w pobliżu kogokolwiek z moich znajomych.
|
|
 |
Alkohol buzował w mojej głowie, szybko rozchodząc się po zakamarkach każdej żyły mieszając się z krwią. Nie prowadziło to do samodestrukcji. Przyjemne wirowania świata pozwoliły w jakiś sposób odpocząć, oderwać się od rzeczywistości i męczących obowiązków. Zamknęły natłok myśli, które zwykle towarzyszył mi, gdy byłam sama. Ale tym razem sama nie byłam. Chłodne powietrze wleciało do pomieszczenia wraz z otwierającym się oknem. Wiatr poruszył włosami opadającymi na ramiona wspomagając drżenie ciała pod wpływem ogarniającego go chłodu. Czułe ramiona otuliły moją kruchą sylwetkę z zamiarem schronienia przez zimnem. Kolejny łyk alkoholu na rozgrzanie. Śmiechy i rozmowy zdawały się nie mieć końca, aż nagle znalazłam się w ciepłym łóżku, tuż obok ukochanego. Nie wiem jak i nie wiem kiedy. Nie interesowało mnie to. Wystarczył mi widok słodko śpiącej osoby, której to obecnością upajałam się do samego rana.
|
|
 |
Wiesz, kiedy ból jest tak wielki, że nie możesz oddychać. Serce spowalnia swój rytm, źrenice się zwężają, a Ty czujesz fizyczne cierpienie, chociaż przecież nawet nikt Cię nie dotyka. Kiedy masz kolejną z rzędu bezsenną noc, kiedy rano już wiesz, że ten dzień nie będzie różnił się niczym od poprzednich. Masz świadomość, że oto upadłaś już tak nisko, że nikt nie jest w stanie po Ciebie sięgnąć i Cię podnieść. Nawet nie płaczesz, oduczyłaś się już dawno temu, przecież to i tak niczego nie zmienia, prawda? Uśmiech nie ma nic wspólnego ze szczęściem, a jedynie kolejnym teatrzykiem, gdy unosisz te kąciki ust, chociaż tak ciążą ku dołowi. Wiesz, kiedy będzie już tak kurewsko źle, kiedy przestaniesz widzieć nadzieję na lepsze jutro, kiedy Twoje życie zamieni się w równą pochyłą ku upadkowi... Ciesz się. Ciesz się, bo kiedy zupełnie skurwisz się z bólem, to znak, że teraz wszystko zacznie się układać, bo oto nie zaznasz już niczego gorszego od tego co właśnie przeszłaś./esperer
|
|
 |
Na pewno są jeszcze normalni faceci. Mój były zagarnął tyle skurwysyństwa dla siebie, że musiało dla kogoś braknąć./esperer
|
|
 |
2) znów się głupio sprzeczamy i idziemy na górę. siada obok mnie, skierowany na wprost. "co u ciebie mała? nie wypiłaś czasem za dużo? ojoj, nie ładnie" uważnie słucha wszystkiego co mu mówię. dokładnie opowiadam to co się działo przez ostatnie kilka godzin, pokazuję jak tańczyłam z dziewczynkami, opisuję prezent który na niego czekał. i kiedy orientuję się, że znowu mówię za dużo i stanowczo za szybko, a on coraz szerzej się uśmiecha, pytam się go dlaczego nie może zostać. mówi o jakimś spotkaniu, że jest umówiony i w sumie, to musi już lecieć. odchodzi bez pożegnania. siedzę jak wryta, martwo spoglądając na stół. jak to? czy to znaczy, że..? orientuję się, że reszta zaczyna do mnie machać sprawdzając czy żyję. uśmiecham się i mówię, że wszystko jest jak najbardziej okej, ale muszę na chwilę wyjść. chwytam torbę i wybiegam na balkon i właśnie w tym momencie pękła we mnie ostatnia tama.
|
|
 |
1) siedzimy wszyscy razem, tam gdzie zawsze. każdy z nich już dostał swoją porcję szczęścia, a ja szczelnie owinięty, trzymam w dłoniach ostatni kawałek, ostatnią nadzieję, że jednak się zjawi. "on nie przyjdzie" "skąd wiesz? przecież mówił, że później wbije, że postara się, że..." "słuchaj, nie zrozum tego źle, ale on zawsze tak mówi" gorąca łza zaczyna spływać po zimnym policzku, staram się ją wytrzeć rękawem najszybciej jak potrafię, tak aby jej nie zauważyli.oddaję im pudełko i obserwuję jak znika to co chroniłam przez ostatnie pół godziny. nie dbam już o nic, znów się zatracam. nie ważne, że mieszam, muszę się uspokoić, nie mogę dopuścić do siebie tych wszystkich emocji. i nagle, widzę jego uśmiech zza szyby samochodu. "to on?" słyszę ich ciągłe pytania, a ja wiem, jestem na sto procent pewna, że to właśnie on podjechał. wysiada i idzie w moim kierunku. "co jemy? gdzie moja porcja?"
|
|
|
|