|
chciałabym mieć znowu te marne sześć lat. chciałabym szaleć za Brathankami, nocować znów u babci, budzić się rano pod jej pierzyną, która przez noc omal mnie nie udusiła, piec z nią ciasta. chciałabym, żeby moje prace domowe ograniczały się do kilku kolorowanek i żebym z zaciekawieniem rozkminiała o miłości. cholernie bym chciała, żeby moje serce było teraz w całości, bez żadnych pęknięć i bólu kumulującego się gdzieś w jego środku, żeby tuż po pojawieniu się gwiazd, z pierwszym nocnym łykiem herbaty, wybuchnąć.
|
|
|
łatwo jest wytrzymać ból, trudno jest znieść łaskotanie.
|
|
|
co jest mała, płaczesz? przecież lubisz udawać silną.
|
|
|
Ciągle wmawiam sobie, że to tylko przywiązanie emocjonalne, nie tęsknota..
|
|
|
jest taki moment w życiu każdego z nas, gdy potrafimy cieszyć się przeogromnym szczęściem, gdy potrafimy docenić życie. to wtedy, gdy mamy obok kogoś, kto jest dla nas całym światem. to ktoś, bez kogo nie wyobrażamy sobie swojego istnienia. wtedy pełnią naszego życia jest miłość, a szczęście jest tylko formą jej dopełnienia. co jest później? później przychodzi ktoś, kto nam to wszystko odbiera. za to my za wszelką cenę staramy się to odzyskać. prując sobie żyły i wyszywając serce. dosłownie.
|
|
|
najgorsza jest ta świadomość i poczucie, że to ostatni moment na zawrócenie. potem wpadniesz w sidła tej chorej miłości. zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz to perfidnie olać, odejść, zapomnieć, ale wtedy on patrzy w taki sposób, że nie potrafisz chociażby drgnąć. zdobywa cię, żeby potem zaciągnąć do królestwa cierpień.
|
|
|
na wszystko przychodzi odpowiedni moment. najwyraźniej przyszedł ten najodpowiedniejszy, żeby powiedzie ci jak bardzo ranisz mnie każdego dnia, przytulając się do "innej". jak głęboko wbijasz mi nóż w serce za każdym razem, gdy cię mijam na ulicy, a ty mnie nie zauważasz. to właśnie ten moment by wyznać ci wszystko ze szczegółami. dosłownie wszystko. czuję, że to właśnie ta chwila. czuję, jednocześnie wiedząc, że i tak tego nie zrobię. za bardzo boję się mocniejszego bólu. chociaż wiem, że mocniej już chyba boleć nie może.
|
|
|
mówisz, że dalej kochasz. przepraszasz, błagasz żebym ci wybaczyła. zapewniasz mnie, że nigdy więcej mnie już nie skrzywdzisz, tak? nie wierzę ci, nie wierzę w ani jedno twoje nędzne, puste słowo. nie jestem już tą naiwną zabaweczką, którą byłam gdy mnie poznałeś, więc nie waż się ponownie rozpierdalać mi życia, bo dopiero niedawno udało mi się je posklejać po twoim odejściu. udało mi się wyjść z dna do którego to ty tak beztrosko mnie wkopałeś. to bolało, wręcz rozpierdalało moje serce. patrzyłeś na moje cierpienie z uśmiechem, razem z tą szmatą, która mi ciebie odebrała. więc jak już miała cię w posiadaniu to czemu nie dała ci szczęścia? nie będę nagrodą pocieszenia, skarbie. nigdy więcej.
|
|
|
a wiec opisz mi tą twoją miłość. opowiedz mi jak to jest. powiedz mi kurwa o tym dziwnym czymś przez co faceci przestają być facetami, to zjebane uczucie które sprawia, że jakaś tam panienka staje się dla mężczyzny ważniejsza niż wszystko inne. powiedz mi jak można nie jeść tylko z powodu myślenia o kimś aż do pojebania się w głowie, weź mi wytłumacz jak można płakać czy nie spać całymi nocami przez to, że jakaś tępa dzida cię olała czy pierwszy lepszy frajer zostawił cię dla innej? weź mi to kurwa wyjaśnij bo ja tego nadal nie mogę ogarnąć.
|
|
|
tak, tak może i należałam do tych złych dziewczyn. tych, które często melanżują, dużo klną. nie pozwalają obrażać się byle komu a tym bardziej ranić. ale pech sprawił iż ta miłość przedostała się, przez tą gruboskórną warstwę ochronną, twardej dziewczyny, raniąc cholernie moje serce.
|
|
|
- zrób mi loda. - mógłbyś być trochę bardziej romantyczny? - zrób mi loda podczas deszczu.
|
|
|
pocałował mnie w zagłębienie szyi, zaciskając swoją dłoń na mojej. kąciki ust mimowolnie podążyły ku górze. splotłam ze sobą nasze palce. ruszył przed siebie, pociągając mnie za sobą. - chodź, opowiem ci o życiu. naszym. wspólnym.
|
|
|
|