 |
Mając dziesięć lat nie przypuszczała, że jej życie aż tak diametralnie się zmieni. Kiedyś była jak przeciętna, uśmiechnięta dziewczynka w jej wieku. Cieszyła się dniem, miała zaplanowane swoje życie co do najmniejszego szczegółu. Pragnęła zakochać się bez opamiętania w chłopaku swoich marzeń, mieć z nim gromadkę dzieci, zaistnieć w świecie modelingu... Ale zaledwie w przeciągu jednego nieszczęsnego wieczoru wszystkie jej marzenia prysły jak bańki mydlane. Straciła dosłownie wszystko. Rodzinę, dom, nadzieje. Jako trzynastolatka musiała ponieść ciężar rzeczywistości, już od czterech lat bezustannie dźwiga swój krzyż. Każdy kłopot, każdy dzień spędzony na siedzeniu w czterech i tych samych ścianach mogła porównać do kamyka. Potykała się o niego, upadała na ziemie, ale wytrwale podobnie jak Jezus, wstawała mino odmowy ciała, wyczerpania i brnęła dalej zmierzając ku swojej śmierci...
|
|
 |
|
najgorzej jest jak się coś zgubi. wiesz, telefon, klucze, kasę, albo takie tam, zaufanie.
|
|
 |
Jego kruche serce pękło na pół, gdy ją zobaczył. Tak dawno jej nie widział, pragnął poczuć jej dotyk, porozmawiać z nią, jednak pewna istotna rzecz uniemożliwiała mu w tym.
|
|
 |
nigdy nie posiadałam nic cudowniejszego niż świadomość, zniknięcia z tego brudnego świata. ucieczka i przeniesienie się w najcudowniejsze miejsce na ziemi. w Twoje ramiona, które są moim małym wehikułem, pomagających mi przez chwilę nie istnieć.
|
|
 |
i mogła leżeć na zimnej, marmurowej ziemi, cała potargana, umorusana w tuszu do rzęs. zaziębnięta, w sukience, która swoim wyglądem wcale jej nie przypominała. przechodni patrząc z góry, nie zwracali na nią uwagi. przecież w dłoni trzymała woreczek z białym proszkiem, co równoznaczne było z jej furiactwem, roztargnieniem i głupotą. nie zasługująca na krztę współczucia, przeniosła się na inny marmur. równie zimny. perfekcyjnie odsuwając znicze, ułożyła się płycie, układając głowę tuż przed nagrobkiem. wiedziała, że tylko na jego pomoc może liczyć. tylko on jest w stanie, dać jej ciepło, którego nie zaznała nigdy więcej, zaraz po tym, jak wyrwano go z jej objęć, zakopując 5 metrów pod ziemią.
|
|
 |
szept jest najbardziej podniecającą formą rozmowy. lubię kiedy szepczesz w moje usta. rozchylone, gotowe i zwarte do konwersacji. mimo sprzeciwów, zapełniające się Twoim oddechem zamiast słowami odpowiedzi.
|
|
 |
umierała. umierała chcąc pożegnać ten irracjonalny świat, który wywoływał w niej jedynie skrajne emocje, nazywane płaczem i strachem. na tyle przerażającym, że potrafił skruptulatnie przeszyć ją od środka, pozostawiając abstrakcyjne uczucie. silniejsze od fizycznego bólu. obrzydliwie niszczące jej wnętrze. wyżerające jej wnętrzności w sposób chory, straszny, sprawiający cierpienie równe bólowi całego świata. łączące każdą z łez wylanych na ziemi, każdy krzyk rozpaczy, rozdzierający usta, tłumiący błagania o pomoc, której nikt nie był w stanie, nawet sobie wyimaginować, o jej udzieleniu, chęci udzielenia - nie wspominając. pozostawiona sama sobie, pragnęła śmierci, której nie potrafiła zaznać. która była jedynym racjonalnym rozwiązaniem. ukracającym jej cierpienia. umrzeć jest łatwo, żyć znacznie trudniej.
|
|
 |
- Obiecaj mi coś.- powiedziałam odkładając kakao na półkę uprzednio upijając jeden, mały łyk.
- Co tylko chcesz. - uśmiechnął się szczerze, szeroko, tak jak najbardziej lubiłam.
- Kiedy będziesz tam, na miejscu codziennie poświęć mi chociaż minutkę dnia. Zdzwoń, napisz e-maila, albo po prostu pomyśl o mnie, nie zapominaj jak bardzo jesteś dla mnie ważny. - westchnęłam cichutko nie spuszczając wzroku z niego. On pokiwał twierdząco głową po czym jednym, płynnym ruchem porwał mnie w swoje ramiona i utulił jak małą, bezbronną dziewczynkę, którą w głębi duszy byłam. Gładził moje jasne, proste włosy swoją ciepłą dłonią, natomiast w drugiej trzymał kubek kakao starając się go nie rozlać. Po dłuższej chwili oderwałam się od niego i przysiadłam na brzegu łóżka.
|
|
 |
W lewej ręce ściskał misia, którego dostałam od niego w przedszkolu. Śliczny pluszowy niedźwiadek z wielką kokardą zawiązaną pod szyją i lekko naderwaną łapką.Wiedziałam, że będzie mi brakować szatyna. Tak naprawdę on wprowadzał do naszej paczki dawkę humoru, to on miewał te najdziwniejsze pomysły, które często okazywały się niebezpieczne i dziwne, ale ryzykował, przez co świetnie się bawił a my wraz z nim. 2/2
|
|
|
|