 |
Dziś zaczyna się moje życie. Dziś staję się obywatelką świata. Dziś staję się dorosła. Dziś staję się odpowiedzialna nie tylko wobec samej siebie i rodziców... Odpowiedzialna za coś więcej niż tylko moje oceny. Dziś staję się odpowiedzialna wobec świata... Wobec przyszłości... Wobec wszystkich możliwości, jakie życie oferuje. Zaczynając od dziś, moim zadaniem jest pokazanie się niedoświadczoną, ale pełną zapału i gotowości. Po co? Dla czegokolwiek. Dla wszystkiego. Aby zmagać się z życiem. Aby zmagać się z miłością. Aby zmagać się z odpowiedzialnością i możliwościami. Dziś, moi przyjaciele, zaczyna się życie. I ja, na przykład, nie mogę się doczekać.
|
|
 |
Nigdy nie wiesz, czy największy dzień twojego życia jest największym. Dopóki się nie zacznie. Nie poznasz, czy to największy dzień twojego życia aż do jego środka. Dzień, kiedy oddasz pod opiekę coś... lub kogoś. Dzień, w którym złamie ci się serce. Dzień, w którym poznasz bratnią duszę. Dzień, w którym zorientujesz się, że nie masz wystarczająco dużo czasu, bo chcesz żyć wiecznie. To są największe dni. Idealne dni.
|
|
 |
Nigdy nie wiesz, że największy dzień twojego życia będzie największy. Dni, które sądzisz, że będą wielkie, nigdy nie są tak przerażające i wielkie, jak nam samym się wydaje. To są... zupełnie zwyczajne dni. Te, które zaczynają się normalnie. To są dni, które kończą się będąc najwspanialszymi. I dzisiaj był ślub. Był piękny. Perfekcyjny.
|
|
 |
(...) nie możemy cofnąć naszych błędów i rzadko je sobie wybaczamy. To niebezpieczeństwo handlu. Ale jako istoty ludzkie możemy próbować robić to lepiej, być lepszymi. Poprawić zło, które wydaje się być nieodwracalne. Oczywiście „przepraszam” nie zawsze działa. Może dlatego, że używamy tego na tak wiele sposobów. Jako broń, wymówkę. Ale kiedy jest nam przykro, kiedy używamy tego prawidłowo, kiedy mamy to na myśli... Kiedy nasz czyny mówią coś, czego słowa nie potrafią. Jeśli wypowiemy to prawidłowo, „przepraszam” jest idealne. Jeśli powiemy to dobrze, „przepraszam” to spłata.
|
|
 |
Pamiętacie, jak byliśmy dziećmi i przez przypadek ugryźliśmy dzieciaka na placu zabaw. Nasze nauczycielki kazałyby nam powiedzieć „przepraszam”. Powiedzielibyśmy to, wcale nie mając tego na myśli. Bo przecież ten głupi dzieciak całkowicie na to zasłużył. Ale z wiekiem rekompensata nie jest już taka łatwa. Po dniach spędzonych na placu zabaw nie można powiedzieć tego ot, tak. To musi coś znaczyć. Oczywiście kiedy jesteś lekarzem, słowo „przepraszam” nie jest miłym słowem. Znaczy albo „umierasz, już nic więcej nie da się zrobić”, albo „to naprawdę będzie bolało”.
|
|
 |
Nieważne, jacy nieustępliwi jesteśmy. Uraz zawsze pozostawia bliznę. Podąża za nami do domu i zmienia nasze życie. Uraz narobi zniszczenia w każdym. Ale może o to chodzi. Cały ból i strach, i gówno... Może przechodzenie przez to wszystko jest tym, co sprawia, że poruszamy się naprzód. Naciskając na nas. Może musi zostać trochę zniszczone, zanim zrobimy krok do przodu.
|
|
 |
Każdy (...), którego znam, ma cień. Ciemną chmurę strachu i wątpliwości, która podąża nawet za najlepszymi z nas na salę operacyjną. Udajemy, że ten cień jest nieobecny. Wierząc, że jeśli uratujemy więcej istnień, zastosujemy bardziej wyrafinowane techniki, będziemy pracować szybciej i ciężej, ten cień się zmęczy i odpuści w wyścigu. Ale jak to mówią... Nie prześcigniesz swojego cienia.
|
|
 |
Każdy (...) ma cień. A jedynym sposobem, żeby pozbyć się cienia... to zgasić światła... Przestać uciekać przed ciemnością... I zmierzyć się ze swoim strachem... Głowa do góry.
|
|
 |
Pacjenci widzą nas jako bogów... Albo jako potwory. Faktem jest, że jesteśmy tylko ludźmi. Nawalamy... Zbaczamy z naszej drogi. Nawet najlepsi z nas mają słabsze dni. Wciąż idziemy naprzód. Nie spoczywamy na laurach ani nie świętujemy z powodu istnień, które uratowaliśmy w przeszłości. Ponieważ zawsze znajdą się pacjenci, którzy będą potrzebować naszej pomocy. Więc zmuszamy się, żeby próbować, żeby się uczyć... Wierzymy... Może... Kiedyś... Zbliżamy się tylko troszkę do bogów, jakimi chcą nas widzieć nasi pacjenci.
|
|
 |
Każdy przypadek zaczyna się tak samo... Na początku wszystko jest dobrze. Zaczyna się od momentu „przed”. Trzymamy się kurczowo myśli, że wszystko było dobrze... Rozmowa o tym „przed” ma nas odwieść od złego. Ale nie zdajemy sobie sprawy, że gdy mówi się o tym nam, swoim lekarzom... Oznacza to, że nie ma już odwrotu. Ale gdy już nas zobaczą... Rozpoczyna się moment „po”.
Podczas gdy każdy przypadek zaczyna się tak samo... to, jak się skończy, zależy od nasad naszej diagnozy i leczenia. Wiemy, że każdy przypadek zależy od nas... I każdy z nas chce zostać bohaterem.
|
|
 |
Okazuje się, że nie mamy żadnej władzy nad własnym sercem. Warunki mogą się zmienić bez ostrzeżenia. Romans powoduje, że serce wali. Trwoga natomiast... A trwoga powoduje, że serce staje. Nic dziwnego, że lekarze poświęcają tyle czasu, żeby ustabilizować jego rytm. Spowolnić je. Żeby było równomiernie. Regularnie. Żeby nie wyskoczyło nam z piersi. Przed lękiem, że stanie się coś złego. Lub oczekiwaniem... na coś zupełnie innego.
|
|
 |
Niebo... Piekło... Otchłań... – nikt naprawdę nie wie, dokąd zmierzamy ani co będzie na nas tam czekać. Możemy powiedzieć jedną rzecz na pewno. Są momenty, które zabierają nas w to inne miejsce. Momenty nieba na ziemi... Może na razie to wszystko, co musimy wiedzieć...
|
|
|
|