 |
poznałam cię tak przypadkowo, przypadkowo zaczeliśmy rozmawiać, przypadkowo spotykać i przypadkowo jesteśmy razem.
|
|
 |
brakuje mi tu ciebie, tak cholernie, chcę abyś mnie przytulił i został już na zawsze:*
|
|
 |
Powinien tu ze mną być. Powinien mnie przytulić, oddać mi trochę swojego ciepła, przykryć kocem, zrobić mi gorąca czekoladę i razem ze mną siedzieć w ten zimny wieczór. Powinien włączyć jakiś dobry horror, a ja powinnam oprzeć na jego ramieniu głowę, a gdybym zaczęła się bać, powinien uspokoić mnie delikatnym pocałunkiem. Powinien odgonić smutek, nie pozwolić by otaczała mnie samotność. Powinien wywołać uśmiech na mojej twarzy. Powinien robić mi na złość, gilgocząc mnie po całym ciele, mimo że tego nigdy nie lubiłam, ale teraz mi tego brakuje. Powinien wyrzucić z moich ust kolejnego papierosa i krzyczeć na mnie, żebym w końcu to rzuciła. Powinien teraz przeglądać moją listę piosenek i spokojnym głosem śpiewać . Powinien teraz żartować z moich nieułożonych włosów i narzekać na mój wredny charakter, który mimo wszystko mu się podobał. Po prostu powinien teraz być ze mną, wspierać mnie i nie pozwolić mi odejść. Właśnie, p o w i n i e n.
|
|
 |
Kolejny weekend wypełniony pustką. Mam ochotę tylko leżeć, płakać, słuchać przygnębiającej muzyki. Nie mogę zamknąć oczu, boję się zasnąć, bo sny są zbyt rzeczywiste i zadają jeszcze większy ból. Nawet papierosy nie dają mi już takiej ulgi, próbuje znaleźć w nich ukojenie, ale one też rozdrapują rany. Wyjątkowo nie smakuje mi wódka, a zawsze lubiłam ten smak życia. Ten spalony blant nie wywołuje uśmiechu na twarzy, nie sprawia że czuję się wolna jak zawsze. Nic nie czuję, zbyt dużo wspomnień, zbyt dużo blizn wciąż rozdrapywanych na nowo. Jestem wypełniona pustką, wdarła się do serca i kurwa nie chce stamtąd wyjść. Do tego prześladuję mnie cierpienie spowodowane tęsknotą. Jeszcze ciągle chodząca za mną krok w krok samotność. Szaleję, wariuję. Boję się tego wszystkiego, boję się samej siebie. Chyba oszalałam. Powinni mnie zamknąć w jakimś szpitalu, więzieniu, powinni zamknąć te demony zła, które siedzą ze mną w tej pustce i szepcą do ucha przykre słowa. Boję się,zabierz mnie stąd.
|
|
 |
Nie kocha się za coś, tylko mimo wszystko. | Jodi Picoult
|
|
 |
każda miłość jest przecież inna , szkoda że trafiliśmy na naszą , tak bardzo bardzo mi przykro kochanie , jesteś wszystkim i wszystko jest tobą ale to nas nie zmieni , nie sprawi że urodzi nam się dwójka dzieci , że wybudujemy dom a Ty zasadzisz drzewo , ohh przepraszam , drzewka rzeczywiście mi posadziłeś , drzewka cannabis no i widzisz w sumie to się przydały bo teraz jedyne co możemy zrobić to zapalić razem dżisa i popłakać nad tym że od początku byliśmy przegrani / nacpanaaa
|
|
 |
to nie jest tak jak wygląda, bo patrzysz tylko oczami. pustymi lustrami, zamiast sercem. uwierzysz, że tak naprawdę to nie przez chorobę kolejny dzień siedzę w domu? ja umieram. moje ciało, umysł, serce, każda cząstka mnie jest już przemęczona. mama nie wie już co ma zrobić, więc podaje mi środki nasenne, bo ostatnio znowu mam z tym problem. męczą mnie ciągle powracające wspomnienia, wszystkie jego słowa, obietnice, wyznania. wściekam się, płaczę, staram się robić wszystko aby wypędzić go z głowy, ale nie mogę. i nawet po tych lekach, wciąż budzę się w nocy, zalana łzami. a mimo to, jestem silna, wiesz? codziennie budzę się, szybko i niezwykle starannie nakładam makijaż, aby zakryć cienie i obowiązkowo maluję uśmiech. śmieję się przez ponad połowę dnia. spotykając mnie, nie zauważysz, że to tylko taki kiepski żart. ale dzisiaj proszę, spójrz głębiej, pomóż mi./ briefly
|
|
 |
Czasami to wszystko zaczyna przytłaczać. Uciska na serce, płuca, mózg. I wybuchamy. W formie łez lub krzyku. Wyrzucamy te złe emocje, oczyszczamy się z nich. Chcemy zacząć od nowa. Zaczerpnąć powietrza i uwierzyć, że tym razem damy radę. Ale to niemożliwe. Znów przegramy, przygnieceni stertą problemów, których nie potrafimy rozwiązać. Nawet nie zawalczymy, nie staniemy na linii startu, nie weźmiemy udziału w walce o nasze życie, nie wygramy. Jesteśmy zbyt słabi. [ yezoo ]
|
|
 |
Płaczę już chyba drugą godzinę, leżąc na zimnej podłodze. Nie mogę powstrzymać łez, jestem bezsilna, łzy same napływają do oczu, jakby miały dość ciągłego ukrywania się.Wokół mnie sterta chusteczek, a w głowie chaos i wciąż powracające wspomnienia. Dopadają mnie wyrzuty sumienia, dobijają mnie jeszcze bardziej do twardej podłogi. Wraz z nimi pojawia się nienawiść, ale nie do innych ludzi, tylko wstręt do samej siebie. Dopiero teraz złe emocje ulatniają się w postaci głośnego płaczu, który słyszą wyłącznie cztery ściany, Lepiej niech wypłyną teraz, niech właśnie teraz ten cały żal ucieknie. Przecież rano na niebie znów pojawi się słońce.Trzeba będzie wstać, jak co rano wypić kawę, zrobić idealny makijaż zakrywający sińce pod oczami, nie ujawniając smutku i obdarowywać ludzi uśmiechem, nie pozwalając sobie na kolejną chwile słabości. Teraz jest czas odpoczynku od udawanego entuzjazmu, trzeba nabrać sił na nowy dzień.
|
|
|
|