 |
Boję się nocy.Boję się zamknąć oczy i zasnąć.Boję się zobaczyć to czego próbuję się tak nieudolnie pozbyć ze swojej pamięci.-Żle się czuję..-szepnęłam nad ranem śpiącej mamie,po czym osunęłam się na łóżko rodziców-To nerwy,zbyt mocno stresujesz się szkołą-mówiła.Ale tak na prawdę nie zdaje sobie sprawy z tego co dzieje sie w moim życiu.On też nie wie.Od dwóch długich lat nie wie o nim nic.Prócz tego,że żyję i chodzę do szkoły.Chociaż ostatnio nie chodzę.Ostre zapalenie mogdałków odwiedzilo me gardło.Kiedyś,gdy już nie byliśmy razem niewidząc mnie jeden dzień pisał zmartwiony.A dziś?Cisza,pustka,nic..Łzy i samotnoiść to domena moich nocy.Poczucie kruchości i bezradności góruję nad moim życiem.A ja po prostu za nim tęsknie po drodzę popełniając masę błędów,które zbyt mocno mieszają w moim życiu.Mam dość przypadkowych romansów i chwilowych przygód.Chce Jego.Tylko tego,który nauczył moje serce kochać..jego kochać.. || pozorna
|
|
 |
leżałam na kanapie,oglądając telewizję i czekając na Igora,gdy zadzwonił telefon. spojrzałam na wyświetlacz-dzwoniła siostra.odebrałam pytając jak tam. smutnym głosem odpowiedziała:'chujowo'.z nerwów aż podniosłam się z kanapy.'co jest,Młoda?'.'wszystko i nic. nic nie jest tak samo'-mówiła,pociągając nosem.'mów'-nalegałam.'dostałam wpierdol za faceta z którym właśnie się rozstałam. boli mnie obita twarz,i rozcięta warga.i wiesz co?nie jest ważne to,że gdybyś tu była,to już byś biegła wpierdolić tej suce.ważne jest to,że przytuliłabyś mnie, a ja czułabym ,że mam kogoś bliskiego,bo teraz nie czuję nic'-wydukała smutno. próbowałam powstrzymać łzy. zaciskając pięści z bólu powiedziałam:'trzymaj się tam Mała. ja Cię stamtąd zabiorę, nie zostawię nigdy'.'wiem'-powiedziała,rozłączając się. usiadłam na kanapie,i rycząc jak dziecko zrozumiałam,że popełniłam najgorszy błąd w życiu zostawiając ją tam samą-z tymi beznadziejnymi ludzmi,którzy mają czelność zwać się Naszymi rodzicami.
|
|
 |
' kiedy pierwszy raz nazwałeś Bartka swoim bratem? ' - zapytałam, Igora o Jego zmarłego przyjaciela. stanął tyłem do mnie, patrząc przez okno. 'mieliśmy po 16 lat, przyjaźniliśmy się już wtedy siedem lat. wyszliśmy na osiedle, i natknęliśmy się na grupę kolesi. pyskowałem, więc tamci rzucili się na Nas. kazałem uciekać Bartkowi,ale został uśmiechając się i mówiąc:jak wpierdol, to tylko razem. wtedy też pierwszy raz powiedziałem do Niego:dzięki bracie, tak bardzo akcentując na słowo brat. i choć dostaliśmy straszny wpierdol, na drugi dzień przybiliśmy sobie pione, próbując uśmiechnąć się - ale za mocno bolały Nas kości policzkowe' - powiedział, i kończąc odwracając się do mnie, ze łzami w oczach.
|
|
 |
wracaliśmy od kumpla do domu. jedną ręką mnie obejmował w drugiej trzymał butelkę z piwa. - boję się. - wyjąkałam bez zastanowienia. - czego? - zapytał. - boję się, że Cię stracę, że odejdziesz ode mnie dla jakieś innej panienki. - powiedziałam spuszczając wzrok. - skąd Ci to przyszło do głowy? Ciebie kocham i na razie cieszmy się sobą nie myślmy co będzie dalej. - podniósł głos zatrzymując się. - jakby nie było jesteś ode mnie sześć lat starszy. - syknęłam. - jestem. i co? wiedziałaś o tym od początku i jakoś Ci to nie przeszkadzało teraz nagle zaczęło. w dupie mam to ile pomiędzy nami jest różnicy wieku. jesteś ode mnie te sześć jebanych lat młodsza a to ja czuję się jak gówniarz bo nie oszukując się jesteś dojrzalsza ode mnie. - wykrzyczał i podchodząc do mnie objął mocno mówiąc, że kocha
|
|
 |
siedzieliśmy ekipą w jakimś klubie. podszedł do nas koleś z którym kiedyś nieźle miałam na pieńku. - proszę, jest moja ukochana dziewczyna. - rzucił w moim kierunku z głupim uśmieszkiem. - pierdol się. - syknęłam. przyjaciel zacisnął mi mocno ręce świadomy tego, że zaraz coś rozpierdole. - jak zwykle wyszczekana. jak tam po śmierci tego twojego najlepszego przyjaciela? zajebał się, jednak nie byłaś dla niego ważna skoro o tobie nie pomyślał. - zaśmiał się głośno. wyrwałam się z uścisku przyjaciela i rozjebałam kufel. - może kiedyś zrozumiesz jak to jest mieć przyjaciela i stracić go. zresztą i tak by cię to nie ruszyło, przecież ty nie masz uczuć. ale z całego serca życzę ci tego żebyś skończył na dnie. - powiedziałam spokojnie wychodząc ze łzami w oczach.
|
|
 |
- wiesz co? kiedyś napiszę o Tobie książkę. - powiedział odkładając laptopa. - co ty znowu wymyśliłeś? - zaśmiałam się. - serio mówię, ja wiem, że mówienie tego 'na zawsze razem' jest bez sensu dlatego jeszcze ode mnie tego nie usłyszałaś. na pewno nie spędzimy razem całego życia ale w moim sercu będziesz do końca. kiedyś gdy będę miał z 70 lat napiszę o Tobie wszystko, opiszę wszystkie chwilę z Tobą spędzone a na okładkę dam nasze zdjęcie. obiecuję. - skończył mówić i lekko się uśmiechnął. - ty nawet głupiego wypracowanie nie potrafisz napisać więc o czym do mnie mówisz. - wybuchłam śmiechem. - książka będzie o Tobie i jakkolwiek będzie napisana i tak będzie wyjątkowa. - odparł dumny.
|
|
 |
' zdradziłaś mnie kiedyś? ' - zapytał nagle podczas śniadania. wybauszyłam oczy, krztusząc się kawą. ' co Ci przyszło do głowy? ' - wydusiłam z siebie. ' no tak pytam, po prostu ' - dodał, uśmiechając się. 'oczywiście, że nie' - odpowiedziałam bez zastanowienia. ' wiem przecież. kto by chciał takiego brzydala' - zaśmiał się. rzuciłam w Niego gazetą, wrednie dodając: ' to widocznie chujowy masz gust'. podszedł do mnie i całując dodał: ' pierdolisz, najlepszy'
|
|
 |
siedzieliśmy w samochodzie pod blokiem dziewczyny przyjaciela, czekając aż w końcu się nią nacieszy. - ileż można. - denerwował się nie mogąc się niczym zająć. - nie grymaś. - powtarzałam ciągle. - idę zapalić. - syknął i wyszedł z samochodu. po chwili był z powrotem. - ja pierdole. już siedzimy tu dwie godziny. - rzucił sprawdzając godzinę. - może kiedyś zrozumiesz jak to jest kiedy jesteś zakochany i nie możesz się nacieszyć drugą osobą. - powiedziałam wzruszając ramionami. - wiem jak to jest być zakochanym ale nacieszyć się nią jeszcze nie miałem okazji. - zamruczał pod nosem odwracając głowę w drugą stronę. dziwnie się poczułam. - mhm, to powodzenia. - rzuciłam opryskliwie. - myślisz, że powinienem jej powiedzieć co czuję? - zapytał. przytaknęłam. - nie potrafię słowami. - spojrzał na mnie. - to gestami baranie. - syknęłam. - tak? - uniósł brew ku górze i przybliżając się do mnie złączył nasze usta.
|
|
 |
pamiętam jak było kiedyś, nie miałam nikogo tylko jednego najlepszego przyjaciela, byłam nikim, miałam mnóstwo problemów a codziennością był krzyk i cięcie się. pamiętam ten okropny dzień kiedy z ust jego brata usłyszałam, że nie żyje. nie potrafię opisać tego co wtedy czułam, miałam wrażenie że połowa mnie odpadła, on był tą połową. w jednej sekundzie zawalił mi się świat. dalej już było tylko gorzej, kompletnie sobie bez niego nie radziłam. stoczyłam się na dno, miałam dość życia jedynym wyjściem jakie widziałam to samobójstwo. pewnego dnia przechodziłam koło kościoła, do tej pory nie wiem po co ale weszłam tam mimo tego, że nienawidziłam Boga za to, że mi go zabrał. uklękłam w ławce i szeptem zaczęłam mówić 'Panie Boże, jeśli istniejesz zrób coś, zabierz mnie stąd albo spraw żeby było lepiej, nie chcę tak żyć, nie daje rady'. do dziś się zastanawiam jak to możliwe, że w mgnieniu oka otrzymałam nowe życie i przyjaciela - Pana Boga któremu zawdzięczam dzisiejszą obecność tutaj.
|
|
|
|