siedzieliśmy ekipą w jakimś klubie. podszedł do nas koleś z którym kiedyś nieźle miałam na pieńku. - proszę, jest moja ukochana dziewczyna. - rzucił w moim kierunku z głupim uśmieszkiem. - pierdol się. - syknęłam. przyjaciel zacisnął mi mocno ręce świadomy tego, że zaraz coś rozpierdole. - jak zwykle wyszczekana. jak tam po śmierci tego twojego najlepszego przyjaciela? zajebał się, jednak nie byłaś dla niego ważna skoro o tobie nie pomyślał. - zaśmiał się głośno. wyrwałam się z uścisku przyjaciela i rozjebałam kufel. - może kiedyś zrozumiesz jak to jest mieć przyjaciela i stracić go. zresztą i tak by cię to nie ruszyło, przecież ty nie masz uczuć. ale z całego serca życzę ci tego żebyś skończył na dnie. - powiedziałam spokojnie wychodząc ze łzami w oczach.
|